Apulia – kwintesencja filozofii „slow”

               Kolejna włoska wyprawa za mną, przyszedł więc czas na napisanie kilku słów o odwiedzonym przeze mnie regionie. W tym roku mój wybór padł na Apulię. Długo wahałam się pomiędzy obcasem a czubkiem włoskiego buta, czyli Kalabrią. Na początku zimy zakupiłam nawet przewodniki po obydwu regionach z nadzieją, że przeczytam co każdy z nich ma do zaoferowania i łatwiej będzie mi podjąć tę decyzję. Oczywiście do książek nawet nie zajrzałam i kiedy przyszedł ostateczny czas na podjęcie decyzji, sprawdziłam najkorzystniejsze loty i stało się jasne – najbliższe wakacje spędzę w Apulii.

Urocze uliczki Bari

               Do dyspozycji na samą Apulię miałam 10 dni, więc całkiem sporo, żeby choć w niewielkim stopniu poznać region. Moimi bazami wypadowymi były Bari i Lecce. Półwysep Gargano postanowiłam odwiedzić przy kolejnej wizycie w tej części Włoch. O dziwo, nie wiedzieć czemu, tym razem nie towarzyszyła mi nadmierna ekscytacja, w zasadzie do ostatniej chwili nie czułam, że to ten długo wyczekiwany moment i przede mną całe dwa tygodnie we Włoszech, ale wystarczyło tylko wysiąść samolotu – słońce na twarzy i znajomy, niepowtarzalny zapach i już wiedziałam, że przede mną cudowny czas. Pierwszą część swojej apulijskiej przygody spędziłam w stolicy regionu – Bari. Uwielbiałam co wieczór przechadzać się po uliczkach Bari Vecchia, wśród ciekawych spojrzeń miejscowych gospodyń, które po całym dniu gromadziły się przed drzwiami swoich bassi, żeby porozmawiać z niewidzianymi cały dzień sąsiadkami. Podczas pobytu tutaj odwiedziłam urocze Monopoli, rozśpiewane Polignano a Mare – rodzinne miasto Domenico Modugno (tak, to ten sam, który śpiewał doskonale znane „Volare”), urocze, choć pełne turystów Alberobello znane z domków Trulli, piękne, kameralne Locorotondo, spokojne Trani i zupełnie nieturystyczne Giovinazzo. Kolejne dni spędziłam na Półwyspie Salento, a konkretnie w Lecce, które bardzo skojarzyło mi się z Sycylią, zapewne ze względu na wszechobecny barok. Stąd wybrałam się na jednodniowe wyprawy do nadmorskiego Gallipoli, białego miasteczka Ostuni i pełnego rzymskich śladów Brindisi.

               Jakie wrażenie zrobiła na mnie Apulia? Nie bez powodu przed przyjazdem tutaj byłam bardzo spokojna – ten region jest bardzo niespieszny, jest doskonałym odzwierciedleniem filozofii „slow travel”. Tu nie trzeba się nigdzie spieszyć, wystarczy wpaść w rytm, jakim żyją miejscowi i dać się mu porwać. Kolejna cecha charakterystyczna dla tej części włoskiego buta – jest ona bardzo smaczna. Codziennie zajadałam się pysznymi pasticiotti, chociaż zawsze wydawało mi się, że jeśli chodzi o smaki, to raczej wytrawna ze mnie dziewczyna niż słodka 😉. Foccacia barese, orecchiete, panzerotti, caffé leccese – to tylko niektóre z tutejszych smakołyków, których warto spróbować, odwiedzając Apulię, ale o kuchni charakterystycznej dla włoskiego obcasa napiszę odrębny tekst, bo zdecydowanie zasługuje ona na więcej uwagi. No i oczywiście podstawowa rzecz – Apulia jest po prostu przepiękna i jedyna w swoim rodzaju – jak każdy region Italii. Tutaj też z pewnością czekają mnie kolejne powroty, bo już wiem, jak wiele cudownych rzeczy jeszcze nie poznałam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *