Wielokrotnie słyszałam opinie, że prawdziwe Włochy zaczynają się od Rzymu w dół, Mediolan jest najmniej włoskim ze wszystkich miast Italii, a Bergamo to dziura, w której nie ma nic wartego zobaczenia. Mam swoją teorię na temat „prawdziwych Włoch” i „włoskości” odwiedzanych miejsc, więc postanowiłam sprawdzić, jak to jest z tym Mediolanem, Bergamo i północną częścią Półwyspu Apenińskiego.
Na zwiedzanie Bergamo i Mediolanu nie miałam zbyt wiele czasu – zaledwie przedłużony czerwcowy weekend z wyłączeniem niedzieli, więc pełne 3 dni. Trzeba było ten czas rozsądnie rozłożyć pomiędzy obydwa miasta, żeby jednocześnie poczuć ich klimat i zobaczyć chociaż część z miejsc, które warto odwiedzić, bez biegania i konieczności odpoczywania po krótkim urlopie 😉. Dodatkowo nie był to wyjazd solo, więc tempo zwiedzania i liczba odwiedzonych zabytków musiała być wynikiem pewnego kompromisu. Wyjazd był bardzo budżetowy – z samym plecakiem, na bazę noclegową (ze względu na cenę) wybrałam dolną część Bergamo i miałam zamiar dostać się do Mediolanu pociągiem. Ta opcja przemieszczania się jest nie tylko wygodna, ale i ekonomiczna, zwłaszcza kiedy zdecydujecie się na zakup biletu „Io viaggio ovunque in Lombardia”, obejmujący środki komunikacji w całym Regionie. Więcej informacji znajdziecie na stronie https://www.regione.lombardia.it/ (gdzie kupić bilet, co obejmuje, ceny itp., strona prowadzone jest oczywiście w języku włoskim, ale w dobie tłumaczy internetowych nie stanowi to większego problemu). Z lotniska Orio al Serio do Bergamo dostaniecie się bez problemu autobusem miejskim – bilet kosztuje 2,60 euro i można go kupić w kasie przy wyjściu z hali lub w automacie na przystanku, który znajduje się dokładnie na wprost wyjścia (automat przyjmuje tylko gotówkę).
Po przylocie i zameldowaniu się od razu ruszyłam na zwiedzanie Bergamo. Miasto podzielone jest na dwie części – bardziej nowoczesne Città Bassa (dolne miasto) i średniowieczne, otoczone Murami Weneckimi Città Alta (górne miasto). Najpierw był spacer zapoznawczy po dolnej części Bergamo, która od razu skojarzyła mi się z Pizą – zwłaszcza pełna ludzi i sklepów gwarna via XX Novembre. Urzekły mnie także spokojne boczne uliczki prowadzące do ruchliwej arterii biegnącej od dworca kolejowego ku górnej zabytkowej części miasta. To właśnie był mój cel. Całą trasę zamierzałam pokonać na własnych nogach, nie korzystając z kolejki. Polecam ten sposób, ale niekoniecznie przy czterdziestu stopniach w cieniu 😉, chociaż niczego nie żałuję, bo widoki, jakie rozpościerają się z murów otaczających Città Alta, szybko pozwalają zapomnieć o trudzie wspinania się w piekielnym upale. System fortyfikacji, który okala zabytkową część Bergamo, został wzniesiony przez Wenecjan (stąd jego nazwa) i dziś jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Centralnym punktem Città Alta jest Piazza Vecchia, w którego centrum stoi fontanna ozdobiona dwoma posągami lwów, a przy okalających plac budynkach znajdziecie liczne ogródki, w których można usiąść, zamówić klasyczny Aperol Spritz i cieszyć oczy piękną średniowieczną zabudową. Kiedy przejdziemy przez plac i miniemy podcienia, pod którymi można schronić się przed palącym słońcem znajdziemy się na niewielkim Piazza del Duomo, przy którym stoją dwa najważniejsze Kościoły w tej części miasta – Katedra oraz Basilica Santa Maria Maggiore z przylegającą do niej Tempietto di Santa Croce (Kaplicą Świętego Krzyża) oraz kaplica Colleonich z przepiękną fasadą. Naprzeciwko Katedry znajduje się również Baptysterium, które aktualnie jest niedostępne dla zwiedzających. My pokusiłyśmy się o zwiedzanie Katedry oraz Bazyliki i ta druga jest zdecydowanie bardziej okazała – wybudowana w lombardzkim stylu romańskim, oczarowuje barokowym wnętrzem. W środku znajdziecie również kody QR, które można zeskanować i dowiedzieć się więcej o dziełach, które skrywa świątynia. Żałowałam, że nie miałam ze sobą słuchawek i zamierzam nadrobić to następnym razem. Nagrania do odsłuchania są dostępne w pięciu językach – włoskim, angielskim, niemieckim, francuskim i hiszpańskim. Wstęp do Bazyliki to koszt 3 euro (gratis – mieszkańcy Bergamo, dzieci do lat 14 i osoby niepełnosprawne oraz ich opiekunowie).
Miłośnikom pięknych widoków polecam wejście na Wieżę Miejską (Torre Civica), za jedyne 5 euro możecie nie tylko oglądać miasto z góry, ale zwiedzicie też muzeum mieszczące się w Palazzo del Podestà, gdzie poznacie lepiej historię Bergamo, a także mieszczące się poniżej ruiny.
Po trudach zwiedzania polecam spróbować lodów o smaku straciatella. Dlaczego akurat tych? Ponieważ ten smak narodził się właśnie tutaj, w Bergamo, konkretnie w lodziarni La Marianna. W 1961 roku Enrico Panattoni dodał do lodów śmietankowych kawałki gorzkiej czekolady z niesprzedanych jajek wielkanocnych. Prawdziwe zero waste, jeszcze zanim stało się to modne 😉. Ja pokusiłam się na porcję właśnie w La Marianna i uwierzcie – smakowała wyśmienicie 😊
Kolejny dzień przeznaczyłyśmy na całodzienną wyprawę do Mediolanu – stolicy regionu Lombardia. Już po przyjeździe oczarował mnie budynek dworca Milano Centrale – olbrzymi, majestatyczny gmach kontrastujący z głośnym i nowoczesnym otoczeniem. Celowo nie wsiadłyśmy do metra, chociaż to byłby najszybszy sposób na przemieszczanie się po mieście, ale zdecydowanie lepszym sposobem na jego poznanie jest spacer. Od pierwszej chwili miałam wrażenie, że Mediolan to miasto bardzo ruchliwe, pełne życia, nowoczesne i pełne zieleni, ale coś mówiło mi, że ma wiele do zaoferowania także dla miłośników wszystkiego, co stare takich, jak ja 😉. Nie wiem kiedy znalazłyśmy się na placu przed Teatro alla Scala- jednym z najpopularniejszych teatrów operowych nie tylko we Włoszech czy Europie, ale na całym świecie. Przyznam, że z zewnątrz nie robi on wrażenia światowej sławy budynku, ale nie to jest przecież najważniejsze. To tutaj swoje premiery miały najbardziej znane opery najbardziej liczących się w swojej branży twórców – m.in. Verdiego, Pucinniego, Rossiniego. I to właśnie świadczy o randze teatru, a nie jego skromna klasycystyczna fasada, którą bardzo łatwo minąć w pogoni za innymi atrakcjami Mediolanu. Z niewielkiego placyku przed operą wchodzimy wprost do galerii, symbolu miasta – mowa oczywiście o Galleria Vittorio Emanuele II. Miejsce zachwyca swoją formą i (nie ukrywajmy) przepychem – znajdziecie tutaj luksusowe butiki, kawiarnie i… tłum turystów. Galeria została zaprojektowana przez architekta Giuseppe Mengoniego, który niestety nie dożył jej otwarcia – zginął tragicznie dwa dni przed planowanym otwarciem swojego dzieła, spadając z dachu w miejscu, gdzie dziś można znaleźć mozaikę przedstawiającą byka turyńskiego. Znajdziecie go bez najmniejszego problemu – zazwyczaj otacza go tłum turystów, którzy chcą zapewnić sobie szczęście. W jaki sposób? Zgodnie z legendą wystarczy 3 razy obrócić się dookoła z piętą opartą na przyrodzeniu zwierzęcia. Posadzka w tym miejscu nie tylko straciła już kolor, ale ludzkie pięty wydrążyły nawet dziurę, pozbawiając niczemu niewinnego byka symbolu jego męskości 😉. Przechodząc przez galerię, nie wiadomo czy patrzeć pod nogi i podziwiać mozaiki, czy też zadzierać głowę do góry i zachwycać się szklanym dachem i jego niezwykłą konstrukcją. Najlepiej więc przejść tamtędy dwa razy, żeby niczego nie przegapić.
Kiedy przetniemy Galleria Vittorio Emanuele II wchodząc do niej z Piazza della Scala, wyjdziemy na jej przeciwległym końcu i znajdziemy się na Piazza del Duomo. Na tym rozległym placu znajdziecie (jak wskazuje jego nazwa) katedrę oraz pomnik konny pierwszego króla zjednoczonych Włoch Wiktora Emanuela II. Tutejsza Katedra pw. Narodzenia NMP to siódma pod względem wielkości świątynia na świecie. Jej rozmiary rzeczywiście robią wrażenie, podobnie jak jej bogato zdobione fasada oraz dach. 135 wieżyczek, 2244 postacie świętych oraz największy na świecie witraż mówią same za siebie. Wnętrze katedry również zrobiło na mnie ogromne wrażenie – ciemne, dość surowe, ale jednocześnie przestronne. Zapamiętałam je bardzo dobrze z czasów pandemii – to tutaj przejmujący koncert dał Andrea Bocelii, a teraz sama stałam tam i mogłam zobaczyć to wszystko na własne oczy, nie tylko na ekranie telewizora. Moim skromnym zdaniem Duomo di Milano jest jedną z najpiękniejszych katedr, jakie widziałam, tym bardziej wyjątkową, że jej detalom można przyjrzeć się z bliska, wchodząc na dach. Samo wejście nie jest bardzo męczące, ale polecam mieć stabilne buty i nie wspinać się tam w deszczowy dzień, ponieważ mokry biały marmur jest bardzo śliski. Bilet obejmujący zwiedzanie katedry, wejście na dach oraz wizytę w muzeum katedralnym kosztuje 15 euro (zakładając wejście na własnych nogach, a nie wjazd windą) i można go kupić w budynku mieszczącym się obok katedry z jej prawej strony (stojąc twarzą do fasady), rozpoznacie go na pewno po kolejce chętnych, ale nie obawiajcie się, porusza się ona bardzo sprawnie.
Po zwiedzaniu katedry i muzeum pokusiłyśmy się o spacer do leżącej nad dwoma kanałami dzielnicy Navigli. Pierwsze kanały powstały już w czasach starożytnych i pełniły funkcje irygacyjne, później 5 traktów wodnych miało połączyć Jeziora Como i Maggiore, rzeki Ticino i Pad, a nawet Morze Adriatyckie. Jak łatwo się domyślić pełniły one ważną funkcję gospodarczą. W 1930 roku, ze względów higienicznych osuszono większość mediolańskich kanałów. Do dziś zachowały się Naviglio Grande (łączący miasto z rzeką Ticino) i Naviglio Pavese (jak wskazuje jego nazwa, stanowił szlak wodny pomiędzy Mediolanem i Pawią), a wzdłuż nich znajdziecie liczne bary, restauracje, a nawet odbywa się tu targ staroci. Dla każdego coś miłego. Niestety nie było nam dane zasmakować nocnego życia dzielnicy Navigli, kupiłyśmy tylko porcję lodów, którą zjadłyśmy ze smakiem, spacerując wzdłuż kanału.
W drodze powrotnej mój wzrok przykuła pewna instalacja. Oczywiście musiałam nieco zboczyć z trasy, żeby dobrze się jej przyjrzeć. Mówię o Il muro delle Bambole, czyli ścianie lalek. Jest to instalacja i jednocześnie pomnik upamiętniający kobiety – ofiary przemocy, powstał on w 2014 roku i składa się z wielu, bardzo różnorodnych lalek umieszczonych na metalowym stelażu zawieszonym przy murze wzdłuż ruchliwej ulicy. Widok liczby lalek oraz to, że wiele z nich nosi imiona konkretnych kobiet, dosłownie przyprawiły mnie o dreszcze. Stałam pod ścianą pełną dziecięcych zabawek, z których każda opowiadała smutną historię, które zdarzyła się naprawdę i w wielu przypadkach miała tragiczny koniec. Inicjatywa, niewątpliwie bardzo potrzebna i niosąca z sobą ważne przesłanie, zmuszająca do gorzkiej refleksji – nie można milczeć i być obojętnym na żadne oznaki przemocy, bo często to, co z pozoru wydaje nam się mało znaczącym problemem, może prowadzić do tragedii.
Ostatni dzień naszej wyprawy podzieliłyśmy między Mediolan i Bergamo i ograniczyłyśmy się tylko do spacerów. Z samego rana spakowałyśmy plecaki i po wypiciu kawy w pobliskim barze wsiadłyśmy w pociąg. Pierwsze kroki z dworca skierowałyśmy w kierunku dzielnicy Porta Nuova. To właśnie tutaj wznoszą się najnowocześniejsze i najwyższe budynki w Mediolanie, wśród nich słynny Bosco Verticale, czyli Pionowy Las. To nic innego jak dwa mieszkalne wieżowce, na których tarasach rosną bujne drzewa i krzewy, które sprawiają wrażenie lasu rosnącego na ścianach budynków. Doskonałe rozwiązanie na zagospodarowanie miejskiej przestrzeni roślinnością, zresztą cała dzielnica jest doskonałym przykładem jak można zaaranżować współczesne miasto w sposób przyjazny, bez wszechobecnego betonu. Dalej przespacerowałyśmy się urokliwymi uliczkami Brery i zajrzałyśmy na dziedziniec tutejszej Pinakoteki. Ta część Mediolanu bardzo przypominała mi niektóre rzymskie ulice i chętnie zabawiłabym tu dłużej, ale niestety czas gonił nas niemiłosiernie, a chciałyśmy jeszcze zobaczyć Castello Sforzesco czyli Zamek Sforzów, dawną siedzibę książęcego rodu. Dziś mieszczą się tu muzea. Z bólem serca zmuszona byłam odłożyć przemierzanie sal muzealnych w rezydencji Sforzów i spacer po pobliskim Parku Sempione na kolejną wizytę w Mediolanie. Poszłyśmy jeszcze pożegnać Katedrę i przyszedł czas na powrót do Bergamo.
Nasze plany bliższego poznania Città Bassa spełzły na niczym, bo akurat przez miasto przejeżdżali uczestnicy słynnego wyścigu Mille Miglia – przed zakończeniem ostatniego etapu w pobliskiej Brescii rywalizujący ze sobą kierowcy przywitali Bergamo w ramach partnerstwa, które w roku 2023 połączyło ze sobą obydwa miasta ramach Projektu Stolica Kultury Brescia-Bergamo. Całkiem przypadkiem udało mi się uczestniczyć w ciekawym wydarzeniu, czego zupełnie nie planowałam. Samochody tak przykuły naszą uwagę, że o zwiedzaniu dolnej części miasta nie było już mowy, bo chciałyśmy jeszcze raz przejść ulicami średniowiecznego Città Alta i zjeść pizzę w tamtejszym Il Fornaio. Tym razem jednak skorzystałyśmy z kolejki, żeby nie tracić czasu na wspinanie się po schodach. Po szybkim posiłku i deserze (włoskie lody w czerwcowym upale były naszym wybawieniem) przyszedł czas na pożegnanie z Bergamo i udanie się na lotnisko.
Po tej krótkiej wizycie stwierdziłam, że jeśli ktokolwiek w mojej obecności powie, że Bergamo to dziura, w której nic nie ma, to zrobię mu chyba jakąś krzywdę 😉. Miasto ma do zaoferowania bardzo wiele, jeśli tylko pozwolimy mu dać się bliżej poznać i będziemy mieć na to wystarczająco dużo czasu. Nie czarujmy się – w dzień czy dwa nie sposób odkryć wszystkiego co na to zasługuje. A jak to jest z tą włoskością Mediolanu? Mnie osobiście stolica Lombardii bardzo przypadła do gustu. To prawda, że jest to miasto bardzo nowoczesne i kosmopolityczne, ale czy przez to mniej włoskie? Nie sądzę i bardzo żałuję, że nie miałam więcej czasu na jego poznanie, zamierzam to nadrobić w najbliższym czasie i skupić się tylko na nim, bo niewątpliwie na to zasługuje i nawet nie łudzę się, że poznam je w takim stopniu, jak bym tego chciała. Jestem pewna, że czekają mnie kolejne powroty i Mediolan odkryje przede mną swoje uroki. Gdzie zaczynają się prawdziwe Włochy? Czy istnieje jakaś magiczna linia, po której przekroczeniu możemy mówić, że oto jesteśmy w Italii? Z pewnością mogę stwierdzić jedno – prawdziwe Włochy są różnorodne, składają się na nie zarówno nowoczesny Mediolan, pełen historii Rzym, nieco chaotyczne Neapol i Palermo, renesansowa i elegancka Florencja i średniowieczna Perugia. I wszystkie te mniejsze i większe miasta tworzą prawdziwą włoską mozaikę, czyniąc ten wyjątkowy kraj jeszcze bardziej fascynującym.