Mój sposób na Neapol cz. 3

Macie dość opowieści o Neapolu? Mam nadzieję, że nie, ale postaram się streścić i nie rozpisywać za bardzo, bo przecież na swoją kolej czeka wiele innych interesujących miejsc we Włoszech. Jednak dziś jeszcze raz zabiorę Was do stolicy Kampanii 😊

Mój pobyt w Neapolu przypadł akurat na 19 września, czyli dzień upamiętnienia męczeńskiej śmierci św. Januarego, w którym miasto czeka na cud. Jeśli zakrzepła krew męczennika przechowywana w relikwiarzu w tutejszej katedrze zmieni stan skupienia na ciekły, stanowi to dobrą wróżbę dla miasta i jego mieszkańców (o patronie Neapolu i cudem z nim związanym pisałam już tutaj). Uroczysta msza święta, podczas której miała dokonać się przemiana rozpoczęła się w niedzielę o godzinie 9:00, a jej najważniejsza część miała mieć miejsce około godzinę później. Postanowiłam, że tego dnia nie będę organizować sobie żadnych wycieczek, ale zostanę w Neapolu – chciałam być wtedy przed katedrą i wraz z tłumem oczekiwać na wieści. Policja jednak pokrzyżowała moje plany i zatrzymywała wszystkich chętnych przecznicę wcześniej. Niemożliwym było podejść pod samą katedrę, więc stałam z pozostałymi ciekawskimi najbliżej, jak tylko mogłam. Tuż po godzinie 10:00 rozległy się oklaski, a od strony kościoła rozemocjonowane głosy przekazywały radosną nowinę: cud się dokonał, krew się rozpuściła. Neapolitańczycy mogli więc spać spokojnie, aż do następnego razu. Mnie też nie pozostało nic innego jak tylko wtopić się w gwarny tłum przemierzający uliczki Neapolu.

Na mojej liście miejsc, które bardzo chciałam zobaczyć była Cappella di Sansevero, w której centralnym punkcie można podziwiać rzeźbę autorstwa Giuseppe Sanmartino „Chrystus spowity całunem” (Christo velato). Przyznam, że nie kupiłam biletów z wyprzedzeniem i już myślałam, że nie uda mi się ich zdobyć, ale cierpliwie pytałam o możliwość wejścia za każdym razem, kiedy przechodziłam obok muzeum. Moja cierpliwość została wynagrodzona i zdobyłam jeden z biletów „last minute”, z którym miałam się zgłosić o konkretnej godzinie przy wejściu. Kaplica, którą dziś  tłumnie odwiedzają turyści, została rozbudowana przez Raimonda di Sangro, siódmego księcia Sansevero – propagatora idei Oświecenia, alchemika, członka neapolitańskiej loży wolnomularskiej. Miejsce to jest prawdziwym muzeum pełnym dzieł sztuki, można tu znaleźć także maszyny anatomiczne, ale przyznam, że mnie przyciągnęła tu jedna, konkretna rzeźba. I ani trochę się nie zawiodłam – podeszłam do leżącego na środku kaplicy wyrzeźbionego z marmuru Chrystusa, przykrytego przezroczystym całunem. Trudno mi było uwierzyć, że patrzę na kawałek marmuru – miałam wrażenie, że przede mną naprawdę leży człowiek pod kawałkiem cienkiego materiału. Widoczny był każdy szczegół – paznokcie, przebity bok, ślady po koronie cierniowej, rysy twarzy. Nawet zagłębienia w poduszce, na której spoczęła głowa Jezusa wyglądały bardzo realistycznie. Trzy razy próbowałam wyjść z kaplicy i wracałam, żeby jeszcze przez chwilę popatrzeć i spróbować odkryć inne detale. Chyba nawet rozbawiłam pana ochroniarza 😉. Niestety w muzeum obowiązuje bezwzględny zakaz robienia zdjęć, więc nie mam nic na potwierdzenie moich słów. Musicie przekonać się osobiście, czy piszę prawdę 😉.

               Niestety nie udało mi się zobaczyć Cimitero delle Fontanelle – według informacji znalezionych w Internecie cmentarz był tymczasowo zamknięty. Postanowiłam, że będę próbować przy kolejnych wizytach w Neapolu, wiecznie zamknięty przecież być nie może 😉. Nie pokusiłam się też na zwiedzanie podziemnego miasta – jako osoba z klaustrofobią obawiałam się, wąskich korytarzy i zamkniętej przestrzeni. Jedyny Neapol podziemny, jaki zobaczyłam to stacje tutejszego metra. I uwierzcie mi metro w Neapolu maja naprawdę piękne i jest ono ważną atrakcją turystyczna miasta – prawdziwą podziemną galerią, na którą składa się 12 stacji, zwanych stacjami sztuki – Garibaldi, Duomo, Università, Municipio, Toledo, Dante, Museo, Materdei, Salvator Rosa, Quattro Giornate, Vanvitelli i Rione Alto. Około 250 instalacji światowej sławy autorów, rozproszonych na terenie ogromnego miasta, jakim jest Neapol i dodatkowo ukrytych pod jego powierzchnią. Najbardziej znaną stacją jest oczywiście Toledo, której autorem jest Oscar Tusquets Blanca, a jej najważniejszym elementem jest olbrzymi „krater” pokryty błyszczącymi drobinkami, przywodzącymi na myśl gwiezdny pył. Przy wyjściu ze stacji można podziwiać mozaiki przedstawiające sceny z mitologii oraz historii miasta. Nic dziwnego, że w 2012 roku Toledo została uznana za najpiękniejszą europejską stację metra przez Daily Telegraph. Za cenę dziennego biletu na komunikację miejską możecie spędzić cały dzień obcując ze sztuką. Ja zrobiłam dokładnie w ten sposób – kupiłam bilet i wsiadłam do pierwszego pociągu jaki przyjechał. Następnie wysiadałam na poszczególnych stacjach (chyba, że któraś akurat była zamknięta), oglądałam zamieszczone tam instalacje i wracałam, żeby wsiąść w kolejny pociąg. W ten sposób poznałam nieco lepiej współczesny podziemny Neapol 😊

Zdaję sobie doskonale sprawę, że podczas pierwszej wizyty ledwie „liznęłam” Neapolu i tego co ma do zaoferowania. Wiem, że przede mną jeszcze daleka droga, żeby poznać miasto i jego mieszkańców. Być może nigdy mi się to nie uda, ale na pewno będę próbować i wracać tu, żeby odkrywać kolejne zakątki, smakować lokalnych dań i wieczorami gapić się rozanielonym wzrokiem na Wezuwiusza i zatokę, bo kawałek serca zostawiłam w tym chaotycznym, hałaśliwym i pełnym życia miejscu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *