Barwny motyl – Taormina

Kurort, urocza nadmorska miejscowość, raj dla turystów czy miasteczko pełne zabytków? Ilu ludzi tyle opinii na temat Taorminy. Zachęcona sprzecznymi opiniami o wrażeniach, jakie wywarło miasto na odwiedzających je osobach, wybrałam się tam, mając bazę w Katanii. Podróż pociągiem trwa około godziny, dalej trzeba dojechać autobusem, który czeka na przyjezdnych po drugiej stronie budynku dworca kolejowego. Całość kosztuje nieco ponad 6 euro (4,30 – bilet kolejowy i 1,90 – autobusowy).
Już od pierwszych minut spędzonych w miasteczku, to co rzuciło mi się w oczy, a nawet nieco przeszkadzało, to ogromne rzesze turystów. Tłumy ludzi, na niewielkiej przestrzeni potrafią przesłonić to, co w Taorminie najpiękniejsze. Z ogromną popularnością wiążą się także rozmieszczone dosłownie na każdym kroku sklepiki z pamiątkami, niekoniecznie oferujące lokalne wyroby, czy choćby produkty made in Italy. Nie chcę wyjść na niezadowolonego ze wszystkiego turystę, który jedzie na wakacje i narzeka, że są tam ludzie, bo przecież sama wybrałam sobie termin wyjazdu w pełni sezonu urlopowego. Bardzo starałam się oderwać od tego tłumu, żeby nie stracić z oczu tego, co najważniejsze. Termin na swój krótki wypad do Taorminy też dobrze przemyślałam – dzień wcześniej w Teatro Greco, ostatni z trzech zaplanowanych tam koncertów dał Eros Ramazotti i tym samym amfiteatr można było zwiedzać bez żadnych przeszkód i ryzyka, że nie zostanę wpuszczona. Na zobaczeniu tego właśnie miejsca zależało mi najbardziej i tam udałam się na samym początku, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Położenie teatru, niewątpliwie bardzo dogodne i wykorzystujące naturalną scenerię z widokiem na turkusowe morze i dymiącą Etnę, jest bardzo uciążliwe przy zwiedzaniu w upalny dzień – niemal cały czas narażeni jesteśmy na palące słońce, a nieliczne zacienione miejsca są bardzo oblegane 😉. Teatr w Taorminie jest drugim co do wielkości  antycznym amfiteatrem na Sycylii, na jego widowni mogło zmieścić się nawet 10 tysięcy widzów, większy jest tylko Teatro Greco w Syrakuzach. Osobiście pomimo tego, że także jest dostosowany do wystawianych tam spektakli czy widowisk muzycznych, bardziej można tu poczuć klimat i ducha starożytnych, czego zabrakło mi w Syrakuzach właśnie. Po zbadaniu każdego zakamarka widowni, sceny, a nawet kulis, można ochłodzić się, spacerując położoną w sąsiedztwie Ściężką Goethe’go.
Przy budowie teatru wykorzystano naturalną scenerię
Z tarasu widokowego można podziwiać  okoliczne plaże
turystom udostępniono nawet kulisy antycznego teatru
Po wyjściu z antycznego zabytku udałam się na spacer wzdłuż Corso Umberto, przy której mieszczą się wspomniane wcześniej sklepiki z pamiątkami, ale i luksusowe butiki. Dla każdego coś miłego. Warto też zajrzeć w niepozorne uliczki, a nawet w otwarte drzwi czy bramy, żeby dostrzec prawdziwe cuda. Wszędzie pełno kolorowych doniczek, ceramiki, czy nawet oryginalnie ułożonych na schodach kafelków. Po raz kolejny przekonałam się, że warto czasem spojrzeć w bok lub w górę, bo poza utartym szlakiem także kryją się ciekawe i piękne rzeczy. Idąc gwarną uliczką, dotrzecie w końcu na Piazza IX Aprile, który jest jednocześnie doskonałym punktem widokowym. Można podziwiać z niego rozciągającą się u stóp wzgórza panoramę, ciągnącą się daleko linię wybrzeża, Etnę, a z drugiej strony plażę w Naxos. Plac oddziela od siebie antyczną grecko-rzymską część miasta od tej średniowiecznej. Przechodząc przez Bramę Środkową, znalazłam się na niewielkim Piazza del Duomo, na którym stoi Katedra św. Mikołaja z Bari. To fascynujące,  że prawie wszystkie, nawet małe miasta mogą poszczycić się swoją własną katedrą, choćby maleńką. Ta w Taorminie jest bardzo niepozorna, skromniejsza niż niektóre kościoły w większych włoskich miastach, ale można się w niej schronić na chwilę przed palącym słońcem i częścią turystów 😉. Na placu znajdziecie też obleganą przez turystów, którzy chcą uzupełnić zapasy wody, Fontannę Tauro. Na jej szczycie umieszczony został antyczny symbol miasta – pól kobieta, pół byk z koroną na głowie, strzałą w prawej ręce i kulą w lewej.
Spacerując ulicami Taorminy warto rozglądać się dookoła
Piazza IX Aprile i rozciągający się z niego widok
Piazza del Duomo z  fontanną i katedrą
Wnętrze Katedry w Taorminie
Idąc dalej wzdłuż Corso Umberto, szybko docieramy do Porta Catania (Bramy Katańskiej), gdzie w zasadzie kończy się główny deptak w Taorminie. Warto jednak przejść na  drugą stronę bramy i zajść do niewielkiego kościółka po lewej stronie. Tam podziwiać można tradycyjną bożonarodzeniową szopkę. W tym miejscu zawróciłam i zaczęłam kierować się w kierunku, z którego przyszłam – do Porta Messina. Zadziwiające ile kościołów można znaleźć w tak niewielkim miasteczku, jak Taormina. Tuż przy wspomnianej bramie stoi niewielki Chiesa di Santa Caterina di Alessandria oraz Palazzo Corvaja, w którym organizowane są czasowe wystawy. Cena biletu wstępu zależy od tego, co akurat wystawiane jest we wnętrzach pałacu. Miałam jeszcze sporo czasu do pociągu, więc postanowiłam ochłodzić  się nieco tutejszym przysmakiem – granitą  i wstąpiłam do polecanego Bam-Bar, gdzie w sezonie trzeba poczekać na wolny stolik, ale serwowany tu lodowy deser wart jest każdej minuty spędzonej w kolejce. Akurat udało mi się wybrać dobry moment i po 10 minutach oczekiwania już cieszyłam się smakiem orzeźwiającej truskawkowo-migdałowej granity ze świeżą brioche. Ucięłam sobie nawet krótką pogawędkę po polsku z właścicielem lokalu (adres znajdziecie tutaj). 
Niewielki kościółek krył misternie wykonaną bożonarodzeniową szopkę
Pyszna granita w Bam Bar
Po takim smacznym orzeźwieniu wpadłam na spacer alejkami Villa Comunale,  czyli ogrodu miejskiego pełnego egzotycznych roślin i… „śpiewających” cykad. Nie wiem jak Wy, ale ja w dźwięku wydawanym przez te owady nie słyszę nic przyjemnego ani pięknego. Po wysłuchaniu tego osobliwego koncertu powoli udałam się w drogę powrotną. Tym razem odpuściłam sobie zejście na Isola Bella, czyli Piękną Wyspę połączoną z lądem cienkim przesmykiem, podziwiałam ją tylko z góry, jest doskonale widoczna z tarasu widokowego przy teatrze greckim. W oczekiwaniu na pociąg podziwiałam jeszcze tutejszy dworzec kolejowy – uwierzcie mi, jest naprawdę piękny, czegoś takiego nie widziałam jeszcze w żadnym mieście, do których do tej pory zawitałam – pięknie ozdobione sufity, drewniane wykończenia i dawne sprzęty, niezbędne kolejarzowi przy wykonywaniu codziennych obowiązków.
Po spacerze w pełnym słońcu warto zajść do Villa Comunale
Dworzec kolejowy w Taorminie
Co mogę powiedzieć o Taorminie? Bez wątpienia jest to piękne miasteczko, z klimatem i  dużym urokiem. Wielobarwne niczym motyl, podobno widziane z lotu ptaka ma kształt motyla z rozpostartymi skrzydłami. Dla mnie Taormina pozostaje miejscem, które wpisuję na listę do ponownego odwiedzenia, najlepiej w okresie zimowym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *