Jak pisałam w jednym z wcześniejszych postów, jakaś siła zdecydowanie bardziej przyciąga mnie na południe Włoch. Mam jednak silne postanowienie, żeby zwiedzić wszystkie regiony Półwyspu Apenińskiego, więc ostatnie wakacje postanowiłam spędzić w jego północnej części. Zdecydowałam się na Ligurię – jeden z najmniejszych regionów, położony w północno-zachodnich Włoszech, nad Morzem Liguryjskim tuż przy granicy z Francją. Bez trudu można znaleźć go na mapie, ponieważ kształtem przypomina bumerang. Ta część Italii nazywana jest Riwierą Włoską i stanowi przedłużenie Lazurowego Wybrzeża. Zdecydowana większość powierzchni Ligurii to góry i pagórki, które zdają się wyrastać wprost z morza, a na ich zboczach położone są malownicze i kolorowe miasta i miasteczka. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że region ten, choć położony w północnej części Włoch ma bardzo południowy charakter 😉. I pewnie dlatego tak bardzo przypadła mi do gustu, bo muszę przyznać, że w moim prywatnym rankingu Liguria zajmuje bardzo wysokie miejsce. Wspominam ją jako region pełen smaku (tutejsza kuchnia warta jest uwagi) i kolorów – nie tylko ze względu na kolorowe budynki tutejszych miast, ale przede wszystkim pełen zieleni (jak lokalne pesto) i błękitu (czasem nie wiedziałam gdzie kończy się niebo, a zaczyna morze).
Stolicą Ligurii jest Genua – wielokulturowe, portowe miasto, pełne życia i kontrastów, raczące odwiedzających doskonałą lokalną kuchnią. To właśnie tutaj miałam swoją bazę przez 10 dni, podczas których starałam się jak najlepiej poznać tę część Włoch. Jak zwykle nakreśliłam sobie plan wyjazdu i listę miejsc do odwiedzenia, zostawiając margines na ich ewentualne zmiany, chociaż tych tym razem było niewiele.
Oprócz wspomnianej wcześniej Genui odwiedziłam dostojną, choć mającą za sobą lata świetności Savonę, malownicze Portovenere, na wskroś „liguryjskie” i niedoceniane Camogli, nieco kurortowe Rapallo, a także spełniłam swoje dwa wielkie marzenia – wybrałam się do Portofino i zwiedziłam wszystkie pięć miasteczek Parku Narodowego Cinque Terre (Riomaggiore, Manarola, Corniglia, Vernazza i Monterosso al Mare). Przez własne roztargnienie nie udało mi się bliżej poznać La Spezii, ale krótki spacer jej uliczkami zachęcił mnie do powrotu w te strony i nadrobienia tego w późniejszym terminie. Oprócz Savony nie pokusiłam się na zwiedzanie żadnego z miast na zachód od Genui – tym sposobem Sanremo, Imperia i inne warte uwagi miasta i miasteczka w tej części regionu wciąż czekają na swoją kolej i jestem pewna, że ta w końcu nadejdzie. Zastanawiam się tylko, czy wystarczy mi życia na te wszystkie powroty i odkrywanie nowych miejsc 😉.
Oczywiście nie obyło się bez przygód – tych zabawnych i nieco przerażających, ale na ich opowiedzenie przyjdzie czas w kolejnych tekstach, które pojawią się na blogu. Opiszę Wam swoje wyprawy do miejsc, o których wspomniałam wcześniej. Mam nadzieję, że ten krótki tekst zachęci Was do śledzenia bloga i dalszej lektury, a ja obiecuję pokazać Wam (jak zwykle) Ligurię swoimi oczami.