„Nie masz dość tego Rzymu?”, „Ile można jeździć w to samo miejsce?”, „Jest tam coś czego jeszcze nie widziałaś?”. Przed Każdym wyjazdem do Wiecznego Miasta słyszę ten stały zestaw pytań. Na wszystkie mam jedną odpowiedź. Miasto ma tyle do zaoferowania, że za każdym razem nie tylko odwiedzam znane mi miejsca, ale też poznaję nowe, a i tak w moim przewodniku mam masę miejsc, których nie mogę odhaczyć jako zwiedzone. Mało tego, niektórych z nich jeszcze nawet nie widziałam i zastanawiam się, czy wystarczy mi życia, żeby zdążyć je wszystkie zwiedzić. Powiem Wam więcej, nawet dobrze znane miejsca, za każdym razem wyglądają inaczej i mam wrażenie, że odkrywam je na nowo. Zawsze też muszę je wszystkie sfotografować, bo nigdy to nie są takie same zdjęcia. Nigdy nie ma takiego samego światła, pora dnia także ma duże znaczenie. Za każdym razem dostrzegam wiele szczegółów, które umknęły mi wcześniej.
Ostatnia wyprawa do Rzymu była wyjątkowa. Po pierwsze plan na włoskie wakacje był zupełnie inny, ale wszyscy wiemy, jak było. Po drugie, do końca nie wiedziałam czy wyjazd dojdzie do skutku, czy też nie – sytuacja zmieniała się tak dynamicznie, że nie wiadomo było czy nagle nie będzie można polecieć do Italii, lub będzie konieczność odbycia kwarantanny po wylądowaniu, czy też ze względu na osobistą sytuację nie będę musiała po prostu zrezygnować. Na szczęście wszystko odbyło się bez komplikacji, udało mi się bezpiecznie dolecieć, nacieszyć się Rzymem i wrócić, zanim sytuacja we Włoszech i w Polsce się pogorszyła.
W związku z tym, że nic nie było pewne, nie miałam żadnego planu na wyjazd. Postanowiłam, że wszystkie decyzje będę podejmować z dnia na dzień. Jedyną pewną rzeczą było to, że niedzielę spędzę w pobliskiej Umbrii, więc miałam 7 pełnych dni na zwiedzanie, odkrywanie, spacerowanie, jedzenie i robienie wszystkiego na co tylko przyjdzie mi ochota. Tyle czasu w Wiecznym mieście spędziłam tylko przy pierwszej wizycie. Początkowo chciałam trochę pojeździć po całym regionie, ale po pierwszym spacerze, kiedy zobaczyłam, jak puste są ulice Rzymu, wiedziałam, że nie chcę spędzać czasu w pociągu czy autobusie, kiedy mogę wreszcie odkryć na nowo miasto i zobaczyć je takie, jakim do tej pory nie miałam okazji go oglądać.
Puste ulice i place Rzymu |
Zaraz po przyjeździe oddałam bagaż w przechowalni na dworcu Termini i pobiegłam na śniadanie do ulubionego baru przy Bazylice Santa Maria Maggiore. Dopiero przy pierwszym łyku cappuccino uwierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Natychmiast wyruszyłam na swoją ulubioną spacerową trasę i już nie poznałam zakątków Rzymu, które wydawało mi się, że znam całkiem nieźle. Zazwyczaj złorzeczyłam pod nosem i przepychałam się ulicami wśród turystów pstrykających zdjęcia, szukających właściwej trasy na mapie, czy po prostu idących przed siebie niespiesznie. Tym razem minęłam tylko kilku Rzymian z zakupami. Prawie nie poznałam swoich ulubionych miejsc – via dei Fori Imperiali, Forum Romanum, Piazza Navona czy Placu św. Piotra. Jednak największy szok przeżyłam na Piazza di Spagna, u podnóża słynnych Schodów Hiszpańskich. Wreszcie mogłam obejrzeć je w pełnej okazałości. Muszę przyznać, że bez siadających na nich turystów wiele zyskują. Odpoczynek zaplanowałam na Pincio – tarasie widokowym, z którego widać chyba wszystkie najważniejsze zabytki Wiecznego Miasta. Wznosi się on ponad Piazza del Popolo, a dotrzeć tam z Piazza di Spagna można na dwa sposoby – dołem przez via Margutta, uliczkę artystów, znaną z filmu „Rzymskie Wakacje” i górą podziwiając dachy Rzymu. Obydwie trasy są bardzo ciekawe i pozwalają uniknąć tłumów kroczących wzdłuż via del Babuino czy via del Corso.
Moja ulubiona trasa – od Santa Maria Maggiore do Altare della Patria |
Via Margutta-jedna z przyjemnych tras pomiędzy Schodami Hiszpanskimi a Piazza del Popolo |
Piazza del Popolo |
Można też podziwiać Rzym z góry |
Najlepsze, czyli swoją ulubioną część Wiecznego Miasta zostawiłam sobie na popołudnie. Po krótkim odpoczynku ruszyłam dalej – swoją ulubioną spacerową trasą (pisałam o niej tutaj) Chciałam zobaczyć wszystko, przez co zaglądałam w każdy zakamarek, jakbym zapomniała, że mam na to jeszcze cały tydzień i na pewno zdążę jeszcze zobaczyć dużo nowych miejsc i nacieszyć się tymi, które już znam. Nie mogłam napatrzeć się na bezludny Piazza Navona – tutejsza Fontanna Czterech Rzek zawsze robi na mnie ogromne wrażenie, zadziwiające co ludzkie ręce potrafią wyczarować z zimnego marmuru. Ukochana via del Governo Vecchio nadal tętniła życiem, ale w inny sposób niż zawsze, nawet Pasquino był dość rozmowny i trafnie komentował otaczającą go rzeczywistość. Jak zwykle ścisnęło mi gardło, kiedy zza rogu wyłonił się mój ukochany Zamek Świętego Anioła. Wtedy po raz drugi poczułam, że naprawdę jestem w Rzymie i to wszystko mi się nie śni. Wszystkie Anioły na moście odliczyły się i niewiele zmieniły się od naszego ostatniego spotkania 😉. Z kolei plac Świętego Piotra był bardzo odmieniony – zniknęły z niego krzesła przygotowane na cotygodniowe audiencje i znaczna część drewnianych barierek. Przypomniało mi się jak Luca Spaghetti, w swojej książce wspominał czasy dzieciństwa, kiedy wieczorami grał z przyjaciółmi w piłkę na ogromnym placu przed bazyliką. Dziś znów byłoby to możliwe. Po lewej stronie idąc od via della Conciliazione, tuż obok wozu Poczty Watykańskiej, znajdziecie wymowną rzeźbę „Aniołowie nieświadomi” przedstawiającą uchodźców. Jej autorem jest Kanadyjczyk Timothy Schmalz, a odsłonięta została przy okazji obchodów Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy, jesienią zeszłego roku. Ten wyjątkowy pomnik przedstawia 140 osób różnej narodowości, o różnym statusie społecznym, pochodzących z różnych kręgów kulturowych i okresów historycznych, ściśniętych ciasno na niewielkiej barce. Postaci są bardzo wymowne, a i ich liczba nie jest przypadkowa – na placu znajdziemy dokładnie 140 posągów przedstawiających świętych, którzy także wywodzili się z różnych środowisk i żyli w różnych epokach w dziejach ludzkości.
Piazza Navona i Fontanna Czterech Rzek |
Wygadany Pasquino |
Ukochany Zamek Świętego Anioła |
Takiego placu Świętego Piotra nigdy nie widziałam |
Nowa rzeźba na placu Świętego Piotra – pomnik uchodźców |
Cudna via del Governo Vecchio |
Wieczorem, tradycyjnie już zjadłam pizzę w ulubionej pizzerii Da Baffetto, mieszczącej się przy via del Governo Vecchio. I tym razem się nie zawiodłam. Rzymska pizza, na cienkim, chrupiącym cieście, zdecydowanie jest moją ulubioną, a ta podawana tutaj, to prawdziwe mistrzostwo 😊.
Baffetto jak zwykle pyszny |
I jak można mieć dość Rzymu? Sami widzicie, że nie można, a zdążyłam tylko opisać miejsca, które już dość dobrze znam. O tych, w które zawitałam po raz pierwszy, opowiem Wam w kolejnym poście, może nawet uda się stworzyć z tego więcej niż jeden tekst, bo Wieczne Miasto pełne jest cudownych zakątków, całe dzielnice poza ścisłym centrum czekają na to, żeby je poznać i dać się im oczarować, a jeśli nie to przynajmniej zobaczyć i wyrobić sobie o nich swoją opinię. Na moje wrażenia musicie jeszcze chwilkę poczekać, ale na pewno wkrótce się nimi z Wami tu podzielę.
Wieczorne rytuały – o tym też jeszcze napiszę |