Warto było stać w kolejce, żeby zobaczyć to na własne oczy – Koloseum |
Forum Romanum |
Wsiadłyśmy we właściwy autobus na Dworcu Termini, miałyśmy zdjęcie przystanku, na którym mamy wysiąść, więc nic nie mogło pójść źle. Przynajmniej teoretycznie. Jechałyśmy i jechałyśmy. W pewnym momencie zaczęłam wątpić, czy nie pojechałyśmy za daleko, ale zapytani ludzie odpowiadali tylko, że jeszcze kawał drogi przed nami. No to cierpliwie siedziałyśmy, odliczając kolejne przystanki i wypatrując miejsca, w którym powinnyśmy wysiąść. Fakt, że zrobiło się ciemno, nie ułatwiał nam zadania. Wreszcie jakiś miły chłopak uświadomił nam, że powinnyśmy wysiąść… jakieś trzy przystanki temu. Świetnie! Zostałyśmy same, gdzieś na obrzeżach miasta, nawet nie wiedziałyśmy w co wsiąść, żeby wrócić. Na szczęście nasz host wyszedł nam na spotkanie i bezpiecznie dotarłyśmy na miejsce, gdzie okazało się, że będziemy mieszkać w małym mieszkanku na tyłach portierni: jedna z nas miała do dyspozycji kanapę, druga łóżko polowe w jakiejś garderobie. Nie zraziło nas to – miałyśmy gdzie spać, miałyśmy plan na wieczór – wyjście do małej peruwiańskiej knajpki w mieście (nasz gospodarz, Jose, miał peruwiańskie korzenie). Szybko przygotowałyśmy się do wyjścia i czekałyśmy na przyjaciół Jose, którzy mieli nas zabrać do centrum. Kiedy podjechał samochód z wolnymi dwoma miejscami (a nas było troje), pomyślałyśmy sobie: „Super, coraz lepiej. Strach myśleć co jeszcze nas spotka”. Lepiej dla nas byłoby nawet się nie zastanawiać, bo połowę drogi powrotnej musieliśmy pokonać pieszo. Powód? Carabinieri na horyzoncie, a w samochodzie jedna nadprogramowa osoba.
Kolejnego dnia spacer w deszczu, dzięki czemu chcąc uniknąć zmoknięcia, zwiedziłyśmy chyba wszystkie możliwe kościoły na trasie Piazza del Popolo – Fontana di Trevi. Samej fontanny nie udało się zobaczyć, podobnie jak słynnych Schodów Hiszpańskich, ponieważ akurat trwała ich renowacja. Pomyślałam, że będzie pretekst, żeby wrócić do Rzymu, ale jak sobie zapewnić powrót skoro nie ma jak wrzucić monety do Fontanny di Trevi? Wieczorem okazało się, że to nie jest najgorsze z naszych zmartwień. Jose nie mógł nas gościć w ostatnią noc, bo miał go odwiedzić wujek z kuzynką, więc wieczór spędziłyśmy na poszukiwaniu niedrogiego hostelu, w dobrej lokalizacji. Następnego dnia rano, pożegnałyśmy się z naszym gospodarzem i postanowiliśmy spotkać się wieczorem przy Dworcu Termini.
Watykan – Papieża nie udało się zobaczyć. Da się 😉 |
Miałyśmy nadzieję na zdjęcie na Schodach Hiszpańskich. Takie rozczarowanie. |
Plan na dzień był taki, że spędzamy go osobno: ja chciałam zobaczyć okolice Via Appia Antica, Paulina chciała odpocząć na plaży. Po śniadaniu rozdzieliłyśmy się i każda poszła w swoją stronę, po południu miałyśmy spotkać się w okolicach Circus Maximus. Głosik w mojej głowie zamilkł i już nie miałam potrzeby odhaczania wszystkich miejsc polecanych w przewodniku, po prostu chciałam odpocząć od tłumu turystów, którego według moich wyobrażeń miało już tam nie być. I to był strzał w dziesiątkę. Nawet w znanym kościele Domine Quo Vadis nie spotkałam żadnego turysty – idealnie. Sam kościół też odbiegał od tych, które widziałyśmy w mieście – skromne wnętrze, z odbitymi w kamieniu domniemanymi śladami stóp Jezusa i z popiersiem Henryka Sienkiewicza. Dalej postanowiłam udać się wzdłuż Via Appia. To nie był dobry pomysł. Wąska ścieżka wytyczona dla pieszych wzdłuż ruchliwej ulicy nie pozwoliła mi czuć się bezpiecznie. Gdyby ktoś z Was wybrał się w tamte okolice, polecam „wskoczyć” w bramę przy wymienionym przeze mnie kościele – tam można pospacerować w spokoju alejkami, wzdłuż drzew oliwnych i cyprysów 😊 Sugerowałabym również odwiedzenie Circo di Massenzio i Mausoleo di Romolo – są to miejsca, o których nie przeczytacie w żadnym przewodniku (przynajmniej w moim nikt o tym nie wspomniał), wejście jest bezpłatne, wystarczy tylko pobrać darmowy bilet. Polecam każdemu, kto tak jak ja miałby dość powolnego przesuwania się w tłumie ludzi z aparatami fotograficznymi. Na koniec jeszcze udało mi się zgubić w Parco Regionale dell’Appia Antica, który w niczym nie przypomina znanych nam parków, ale jak ktoś często wpada w tarapaty i przyciąga je jak magnes, jest w stanie dokonać i tego 😉. Kiedy szczęśliwie dotarłam do Circus Maximus, okazało się, że Paulina jest takim samym magnesem jak ja i utknęła gdzieś w popsutym pociągu 😉.
Wnętrze Kościoła Domine Quo Vadis |
Wieczorem poszłyśmy na spotkanie z Jose. Okazało się, że idzie z nami także wujek, który miał u niego nocować. Wujek miał na imię Irina i pochodził z Rosji. Najzwyczajniej w świecie, nasz host znudził się naszym towarzystwem i postanowił przyjąć pod swój dach kogoś innego. Niestety to doświadczenie zniechęciło mnie do korzystania z Couchsufringu, może kiedyś znów się przełamię, ale do dziś nie skorzystałam więcej z tej formy noclegu.
Zamek Świętego Anioła – moje ulubione miejsce w Rzymie |
Najbardziej cierpliwa towarzyszka podróży. Dziękuję. |