W oczekiwaniu na kolejną podróż do słonecznej Italii, w pewien styczniowy wieczór wybrałam się do Filharmonii Łódzkiej na koncert pt.: „Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu – San Remo na Bis”.
„Chcielibyśmy zaprosić Państwa na magiczny wieczór z muzyką powstającą od Turynu do Sycylii, skąpany w śpiewności języka włoskiego, z udziałem zagranicznych wokalistów – odtworzymy tam razem atmosferę najsłynniejszych koncertów w San Remo” – ten opis organizatora wraz z tytułem zapowiadały świetną zabawę i podróż przez cały Półwysep Apeniński, nie tylko do Wiecznego Miasta.
Już od samego początku, energetycznym „Mamma Maria” artyści próbowali porwać łódzką widownię. Dalej miało być tylko lepiej – tradycyjne „Aballati”, doskonale znane polskiej publiczności „Italiano vero”, „Volare”, „Gloria” i uwielbiana przez wszystkich „Felicità” pozwoliły zapomnieć, że siedzimy w sali koncertowej, a na zewnątrz panuje minusowa temperatura. Oczywiście nie zabrakło również utworów nieco bardziej spokojnych, a nawet nostalgicznych – tę część Italii poznaliśmy dzięki „Vivo per Lei”, „Miserere”, „Time to say goodbye” czy popularnym ostatnio „Perfect Symphony” i „Grande Amore”. Oczywiście nie zapamiętałam wszystkich utworów i kolejności ich wykonywania podczas koncertu, ale nie to jest tutaj najistotniejszą kwestią – chociaż na początku publiczność bawiła się dość zachowawczo, na koniec koncertu, cała sala dała porwać się do wspólnej zabawy, co znaczy, że obietnica zawarta w tytule była zgodna z prawdą.
„Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu – San Remo na bis” to międzynarodowy projekt, którego organizatorem jest Agencja Brussa. Podczas koncertu na scenie mogliśmy podziwiać artystów z Ukrainy, Włoch, Gruzji i Polski i poczuliśmy prawdziwy klimat Festiwalu Piosenki Włoskiej, który corocznie odbywa się w liguryjskim San Remo. Ja czułam się oczarowana głosami solistów, doskonale dobranymi do prezentowanego repertuaru. O wrażenia wizualne zadbał balet, który jednak nie dominował i nie odwracał uwagi, ale stanowił doskonałe uzupełnienie dla wykonawców i prezentowanych przez nich utworów. I oczywiście najważniejsza rzecz – orkiestra. Przecież bez niej nie ma festiwalu w San Remo, a dzięki niej każdy utwór nabiera zupełnie innej jakości. Dla mnie największym zaskoczeniem był jednak dyrygent – nie tylko doskonale kierował zespołem, ale równie pięknie bawił publiczność grając na skrzypcach, a nawet wykonując część utworów prezentowanych podczas koncertu, po prostu – człowiek orkiestra. Czekałam na moment, w którym zostanie jedynym męskim członkiem baletu, ale niestety nie było mi dane tego zobaczyć 😉. Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na kreacje, które prezentowali wykonawcy (głównie panie), a te były równie piękne co oprawa muzyczna. Chociaż na scenie działo się naprawdę dużo, ani przez moment nie czułam się zagubiona, ani przebodźcowana.
Nie wiem kiedy minęły mi te dwie godziny spędzone na sali koncertowej, podczas których naprawdę przeniosłam się do swoich ukochanych Włoch. Odwiedziłam ulubione miejsca w ukochanym Rzymie, usłyszałam gwar neapolitańskich uliczek i poczułam ciepło sycylijskich miasteczek. Mam nadzieję, że tytuł koncertu będzie dla mnie dobrą wróżbą na ten rok i moje drogi zawiodą mnie do Wiecznego Miasta 😊 I tego życzę także Wam. A póki co, zanim wybierzecie się w podróż do Italii, zachęcam do zakupu biletu i spędzenia wieczoru z muzyką włoską na żywo.