Czy Wy też macie swoje ukochane miasto we Włoszech, takie, do którego uwielbiacie wracać zawsze, choćby na chwilę, na szybki spacer albo kawę w ulubionym barze? A może w tym mieście macie swoje ulubione miejsce, powodujące szybsze bicie serca albo uczucie nieopisanego spokoju, do którego coś w tajemniczy sposób Was przyciąga? Ja na obydwa pytania mogę odpowiedzieć twierdząco. W moim przypadku tym miastem jest Rzym, a takim szczególnym miejscem – Zamek Świętego Anioła.
Jak już kiedyś pisałam, podczas przemierzania mojej ulubionej spacerowej trasy w Wiecznym Mieście zawsze czekam na moment, kiedy to Zamek wyłania się zza rogu, gdy wychodzę z Via del Governo Vecchio wprost w Via del Banco di Santo Spirito. Naprawdę czuję się wtedy jak dziecko, które w wigilijny wieczór idzie pod choinkę sprawdzić czy św. Mikołaj zostawił dla niego jakieś prezenty 😉. Kiedy tylko Sant’Angelo ukazuje się moim oczom wraz z prowadzącym do niego mostem, ogarnia mnie uczucie spokoju i czuję się, jakbym po chwilach niepewności znalazła pod drzewkiem wymarzony podarek.
na ten widok zawsze czekam z niecierpliwością |
Rozpoczynając blogowanie, nie miałam w planach opisywania zabytków i prowadzenia internetowego przewodnika, a raczej chciałam pisać o swoich wrażeniach i odczuciach. Jednak nie mogę powstrzymać się przed napisaniem kilku słów o Zamku Świętego Anioła oraz o prowadzącym do niego moście o tej samej nazwie. Oczywiście moich subiektywnych spostrzeżeń też tutaj nie zabraknie – w końcu notkę o samym Zamku możecie bez trudu znaleźć w Internecie.
Zamek Świętego Anioła został wybudowany w 139 roku jako mauzoleum dla cesarza Hadriana i członków jego rodziny. Później budowlę włączono w system fortyfikacji i pełniła funkcję więzienia, oraz fortecy (tutaj przetrzymywany był oskarżony o herezję Giordano Bruno), służyła także jako schronienie dla Papieży, gdy sprawy w Watykanie szły nie po ich myśli. Uważano bowiem, że Zamek Świętego Anioła to miejsce nie do zdobycia. Dla Aleksandra VI wybudowano nawet tajne podziemne przejście łączące twierdzę z Watykanem. Swoją obecną nazwę mauzoleum zawdzięcza Papieżowi Grzegorzowi I Wielkiemu. W 590 roku Rzym dziesiątkowała epidemia dżumy, którą interpretowano wówczas jako gniew boży. Podczas procesji zorganizowanej po to, aby wyprosić oddalenie plagi od miasta, nad mauzoleum Grzegorzowi ukazał się archanioł Michał chowający miecz do pochwy – to miało stanowić znak rychłego końca zarazy. Rzeczywiście wkrótce epidemia przestała zbierać śmiertelne żniwo w Wiecznym Mieście. Na pamiątkę tego wydarzenia grobowiec nazwano Zamkiem Świętego Anioła. Dziś możemy podziwiać na nim postać archanioła czuwającego nad miastem.
Obecnie w budynku znajduje się Muzeum Narodowe Zamku Świętego Anioła (Museo Nazionale di Castel Sant’Angelo). Bilet wstępu kosztuje 12 euro, a aktualne informacje na temat dni i godzin otwarcia oraz, które obszary są aktualnie dostępne dla zwiedzających, znajdziecie na stronie internetowej muzeum: http://castelsantangelo.beniculturali.it. Kilka razy odwiedziłam to miejsce i za każdym razem widziałam inne jego części. Nie chcę opisywać całej trasy po kolei, ani rozpisywać się szczegółowo na temat zgromadzonych tu zbiorów czy opisywać każdego detalu w zdobiących tutejsze komnaty dekoracjach. Tak jak pisałam wcześniej, takie informacje bez trudu odnajdziecie na wspomnianej przeze nie stronie internetowej i mam nadzieję, że jeśli nie odsłonię wszystkich kart, to podczas podróży do Rzymu skusicie się na odwiedzenie tego miejsca.
Przemierzając najniższe poziomy zamku, nie można zapomnieć jakie funkcje pełnił – ciemne, kręte korytarze, którymi podążał kondukt pogrzebowy i grube mury od razu przywołują skojarzenia z grobowcem lub lochami, gdzie przetrzymywano łotrów lub heretyków. Spacerując górą, wzdłuż muru obronnego, rzeczywiście można mieć wrażenie, że oto jesteśmy w fortecy niemożliwej do zdobycia – armaty ustawione na otaczającej Zamek fortyfikacji skutecznie odstraszają intruzów, a spacerując dookoła mamy doskonałą widoczność na całą otaczającą mauzoleum okolicę. Dziś u podnóża murów obronnych znajduje się zaciszny park z placem zabaw, na którym bawią się dzieci. Raczej mało prawdopodobne, żeby zagroziły wiekowej twierdzy 😉. Bardzo lubię przechadzać się tutaj w godzinach popołudniowych, kiedy słońce już tak nie piecze, ale potęguje wrażenie, że właśnie znaleźliśmy się w jakichś odległych czasach średniowiecza i tutaj możemy czuć się bezpiecznie i nic nam nie grozi. Najbardziej lubię właśnie to podążanie wyznaczona trasą, która wiedzie to przez sale i komnaty to przez niewielkie dziedzińce wewnątrz twierdzy, dobrze schowane przed oczami ciekawskich. Mój ulubiony to Dziedziniec Anioła (Cortile dell’Angelo) – zaciszny i niewielki z ogromną figurą anioła i kilkoma ławkami, na których można przysiąść i odpocząć przed dalszym zwiedzaniem pod czujnym okiem niebiańskiego stróża 😉. Kolejnym dziedzińcem, który bardzo lubię to Dziedziniec Aleksandra VI, może wynika to z mojej dawnej fascynacji rodem Borgiów i ich historią, intrygami i mało papieskimi obyczajami papieża. Jednak najlepszym miejscem na odpoczynek jest niewielki bar w części zwanej Giretto di Alessandro VII, gdzie możecie naładować swoje baterie pijąc espresso z widokiem na Watykan. Chociaż zawsze nie mogę doczekać się wejścia na taras na najwyższym poziomie, przedłużam tę chwilę na odetchnięcie najdłużej, jak mogę. Widok na kopułę Bazyliki Świętego Piotra z tej perspektywy to coś, czym chcę cieszyć oczy jak najdłużej. Możecie wyobrazić sobie mój żal kiedy podczas ostatniej wizyty okazało się, że bar jest zamknięty, a bardzo liczyłam na łyk stawiającego na nogi espresso.
Najniższe poziomy Zamku – przywodzą na myśl mroczne lochy |
Zamek Świętego Anioła uważany był za miejsce nie do zdobycia |
Z Zamku można podziwiać widoki na całe miasto |
Dziedziniec Anioła |
Dziedziniec Aleksandra VI |
espresso z takim widokiem stawia na nogi |
Punktem kulminacyjnym wizyty, przynajmniej dla mnie jest podziwianie panoramy z Tarasu Anioła (Terazza dell’Angelo). Uwielbiam spoglądać stąd na dachy Rzymu i szukać uliczek, którymi spacerowałam. Najbardziej lubię, kiedy uda mi się dotrzeć tutaj o zachodzie słońca – Wieczne Miasto w złotej poświacie prezentuje się naprawdę pięknie. Zawsze też przyglądam się czuwającemu nad Rzymem archaniołowi. Jest przedstawiony w tak realistyczny i dynamiczny sposób, że ma się wrażenie, jakby za chwilę miał schować uniesiony miecz. Ostatnio bardzo na to liczyłam i na to, że znów nastąpi koniec szalejącej epidemii. Niestety na to przyszło nam trochę poczekać, ale miejmy nadzieję, że już niedługo Anioł zlituje się nad nami i schowa oręż, gdzie jej miejsce. Tutaj też zdarza mi się spędzić więcej czasu niż to konieczne, ale nie mogę oderwać oczu Rzymu i majaczących w oddali zabytków, a może po prostu wiem, że teraz będę schodzić w dół i moja wizyta tutaj znów będzie musiała dobiec końca. Chociaż, jeszcze jedno miejsce urzeka rozpościerającym się u naszych stóp widokiem – Loggia Juliusza II. Z dołu wygląda jak podzielone na trzy części okno. Z góry zaś widzimy dokładnie turystów przechodzących przez Most Świętego Anioła mieszczący się poniżej. Zapewne tak Papież rezydujący w Sant’Angelo widział zmierzających do Watykanu pielgrzymów.
archanioł Michał |
Panorama Rzymu widziana z tarasu widokowego u stóp Anioła |
Rzym widziany z Loggii Juliusza II |
Rozpisałam się o dziedzińcach, tarasach, widokach i chłodnych ciemnych lochach, ale Zamek Świętego Anioła to także liczne sale oraz zbiory muzeum udostępnione oczom zwiedzających. Dużo czasu mogą spędzić tu miłośnicy militariów i broni – zbiory muzeum w tym zakresie są bardzo pokaźne. Ja jednak lubię podziwiać sale i komnaty oraz zdobiące je malowidła. Piękne są sale Najbardziej okazała to Sala Paolina, czyli sala reprezentacyjna Pawła III, bogato dekorowana. Tu też znajdziecie motyw Archanioła Michała w zbroi i z mieczem. Dalej można przejść do nieco mniejszych, ale równie pięknych Sal: Perseusza oraz Amora i Psyche.
Zbiory muzeum i sale udostępnione zwiedzającym |
Sala Paolina |
Zawsze strasznie żałuję, kiedy muszę wyjść z powrotem na ulice Rzymu, choć przecież tam też można znaleźć ukryte zaułki i niejedną miejską tajemnicę. Długo oglądam się za siebie i z dołu patrzę na Archanioła Michała, obiecuję jemu i sobie, że wrócę następnym razem, choć doskonale wiem, że przyjdę tu jeszcze tego samego wieczoru, zmierzając na Plac św. Piotra.
Przy okazji zwiedzania Zamku Świętego anioła, nie sposób pominąć prowadzącego do niego Mostu Świętego Anioła – bardzo charakterystyczny, niemożliwy do pomylenia z żadnym innym. Podobnie jak budynek, do którego wiedzie, wielokrotnie zmieniał swój wygląd, nazwę, choć nigdy przeznaczenia. Był też świadkiem wielu tragicznych wydarzeń – tu dokonywano egzekucji przetrzymywanych w Zamku Świętego Anioła. Początkowo nazywał się Ponte Elio i zbudowany był jedynie z trzech przęseł. Po upadku Cesarstwa nazywano go Mostem Św. Piotra, gdyż jako jedyny łączy centrum Rzymu z drugim brzegiem Tybru, stanowiąc drogę dla pielgrzymów zmierzających do Bazyliki wzniesionej, wedle ówczesnych wierzeń w miejscu pochówku świętego Piotra. Obecna nazwa związana jest z legendą, o której pisałam wcześniej. W 1450 roku, podczas obchodów roku jubileuszowego, wydarzyła się tu tragedia – jedna z balustrad uległa uszkodzeniu, w wyniku czego śmierć poniosło wielu stłoczonych na moście pielgrzymów. Na pamiątkę tych wydarzeń przy wejściu na most ustawiono dwie kaplice wotywne. W XVI w. zastąpiono je stojącymi do dziś posągami świętych Piotra i Pawła. Stopniowo na poszczególnych kolumnach dodawano posągi biblijnych patriarchów, aby wreszcie wyglądał tak, jak oczarowuje nas dziś.
Z dawnej formy pozostały posągi świętych Piotra i Pawła. Obaj trzymają w dłoni księgę, dodatkowo pierwszy z nich dzierży klucze, drugi – miecz. Na filarach, na których dawniej opierał się drewniany dach osłaniający most, stanęły rzeźby aniołów, z których każdy trzyma w rękach jeden z instrumentów męki Chrystusa. Powstały one w XVII wieku na zlecenie papieża Klemensa IX, który pragnął uczynić z traktu prawdziwą Drogę Krzyżową, skłaniającą wędrujących do Watykanu pielgrzymów do refleksji. Za realizację projektu odpowiedzialny był Gian Lorenzo Bernini wraz ze swoimi współpracownikami. Sam mistrz zaprojektował wszystkie posągi, ale osobiście wykonał dwa z nich: Anioła dzierżącego titulus (tabliczkę z Krzyża) oraz tego z koroną cierniową. Decyzją Klemensa IX na moście umieszczono ich kopie, gdyż oryginały były tak piękne, że zdaniem papieża, nie można było pozwolić, aby niszczały narażone na działanie wiatru i deszczu. Podobno przyczyna tej decyzji była zgoła inna – rzeźby Berniniego były tak piękne, że papież chętnie widziałby je w swoich apartamentach. Jaka jest prawda, dziś pewnie się nie dowiemy, ale oryginały można oglądać w kościele Sant’Andrea delle Frate, nieopodal słynnych Schodów Hiszpańskich, gdzie stoją przy głównym ołtarzu.
Podążając wzdłuż mostu, uwagę zwraca nie tylko piękno wykonania rzeźb (ma się wrażenie, że są one bardzo dynamiczne, a szaty aniołów poruszają się na wietrze), ale także wyryte na filarach inskrypcje w języku łacińskim. Warto także wiedzieć, kto tak naprawdę jest autorem poszczególnych posągów, bo na pewno zasługują na wymienienie ich z imienia i nazwiska, a nie tylko na wspomnienie, że byli współpracownikami genialnego Berniniego:
1. Anioł z kolumną, autor: Antonio Raggi
„Tronus meus in columna”
2. Anioł z biczami, autor: Lazarro Morelli
„In flagella paratus sum”
3. Anioł z koroną cierniową, autor oryginału Gian Lorenzo Bernini wraz z synem Paolem, autor kopii: Paolo Naldini
„In aerumna mea dum configitur spina”
4. Anioł z Sudarium (chustą świętej Weroniki), autor: Cosimo Fancelli
„Respice faciem Christu tui”
5. Anioł z szatą i kośćmi, autor: Paolo Naldini
„Super vestimentum meum miserunt sortem”
6. Anioł z gwoździami, autor: Girolamo Lucenti
„Aspicient ad me quem confixerunt”
7. Anioł z Krzyżem, autor: Ercole Ferrata
„Cuius principatus super humerum eius”
8. Anioł titulusem, autor oryginału: Gian Lorenzo Bernini wraz z synem Paolem, autor kopii: Giulio Cartari
„Regnavit a ligno deus”
9. Anioł z gąbką, autor: Antonio Giorgetti
„Potaverunt me aceto”
10. Anioł z włócznią, autor: Domenico Guidi
„Vulnerasti cor meum”
Trakt prowadzący do Zamku Świętego Anioła |
Św. Paweł |
Św. Piotr |
Anioł z kolumną |
Anioł z biczami |
Anioł z chustą św. Weroniki |
Anioł z koroną cierniową |
Anioł z gwoździami |
Anioł z szatą i kośćmi |
Anioł z krzyżem |
Anioł z titulusem |
Anioł z włócznią |
Anioł z gąbką |
Nie zliczę, ile razy przechodziłam przez Most Świętego Anioła na drugi brzeg Tybru. Przy każdej wizycie muszę sfotografować każdego ze stojących tu aniołów i sprawdzić, czy od ostatniego razu nic się nie zmieniło – czy anioł z gwoździami nadal nie ma 3 palców, czy może zgubił już kolejny, a może doczekał się renowacji i tym razem unosi już kompletną dłoń? Nigdy też zrobione zdjęcia nie są takie same. Inna pora dnia czy inne światło pozwalają dostrzec niezauważone wcześniej szczegóły. Moim zdaniem warto poświęcić chwilę każdemu z posągów, nieważne czy ma to związek z głębokim religijnym przeżyciem, czy nie – to sprawa bardzo indywidualna i osobista. Dziś trudno odnaleźć tu to co było zamysłem pomysłodawcy mostu, nie ma tu pełnych zadumy nad męką Chrystusa pielgrzymów, a przynajmniej nie widać ich na pierwszy rzut oka. Na trakcie zwykle jest gwarno, nadal jest pełen ludzi, choć dziś głównie turystów i ulicznych grajków, a Anioł z gąbką pewnie niektórym kojarzy się ze współczesną modą i wygląda jakby trzymał selfiestick pozując do zdjęcia na tle Bazyliki Świętego Piotra, tak jak większość zwiedzających pozuje na tle posągów 😉. Podczas ostatniej wizyty w Rzymie udałam się do kościoła Sant’Andrea delle Frate, żeby przyjrzeć się z bliska dziełom rąk samego Berniniego. Długo tamtejsze Anioły były zasłonięte, przez trwający tam remont. Tym razem miałam szczęście, ale tylko połowicznie: rzeźby były odsłonięte, ale w kościele akurat trwała msza. Obejrzałam je z daleka, stojąc w przedsionku i obiecałam sobie, że wrócę tu, kiedy następny raz zawitam do Wiecznego Miasta, żeby przyjrzeć im się tak, tak jak przyglądam się ich kopiom, przemierzając Most Świętego Anioła.
Wieczorem most prezentuje się równie pięknie |
Mam nadzieję, że przekonałam chociaż część z Was do odwiedzenia Zamku Świętego Anioła i do poświęcenia dłuższej chwili na przeprawę przez prowadzący do niego trakt. Czasem warto otworzyć szerzej oczy i poznać lepiej miejsca położone na turystycznym szlaku pełnym zabytków, które „koniecznie trzeba” zobaczyć, ale nadal mniej popularne i czasem pomijane w gonitwie pomiędzy Koloseum, a Watykanem. Niejednokrotnie też dobrze odpuścić miejsca obowiązkowe do odwiedzenia według przewodników i zamiast tego skupić się na czymś czemu inni poświęcili mniej uwagi. Kto wie, może w ten sposób odkryjecie jakieś swoje ukochane miejsce?