Bo Rzymu nigdy dość cz. 3

 

 Macie dość czytania o Rzymie? Mam nadzieję, że nie, bo przygotowałam dla Was jeszcze kilka godnych polecenia rzymskich atrakcji, z którymi moim zdaniem warto się zapoznać, jeżeli macie dość czasu i zapału do zwiedzania.

Szczęśliwie złożyło się tak, że drugie urodziny bloga mogłam świętować właśnie w Wiecznym Mieście. Taka okazja wymagała więc odwiedzenia miejsc wyjątkowych, wyjątkowych oczywiście dla mnie, nie każdy z Was musi podzielać moje zachwyty. Po śniadaniu pojechałam więc przespacerować się wzdłuż via Appia Antica. Co prawda byłam w tej części Rzymu, kiedy zaczynałam swoją włoską przygodę, ale tym razem chciałam dotrzeć nieco dalej i przespacerować się wzdłuż najstarszej rzymskiej drogi. Nie planowałam dotrzeć aż do Brindisi, ale iść przed siebie, dopóki nie opuszczą mnie siły albo dopadnie nuda. Pod Koloseum wsiadłam w autobus miejski nr 118 i po kilku minutach (pewnie to zasługa braku turystów) wysiadłam na przystanku przy kościele Domine Quo Vadis, jak popularnie bywa nazywany kościół Najświętszej Marii Panny w Palmis (Santa Maria delle Piante). Niewielki kościółek stanął w miejscu, w którym uciekający przed prześladowaniami chrześcijan św. Piotr spotkał Jezusa, podążającego w kierunku Rzymu. Wypowiedział wtedy te słynne słowa: „Quo vadis Domine?” (Dokąd idziesz, Panie?). W odpowiedzi miał usłyszeć „Do Rzymu idę, by mnie ukrzyżowano po raz wtóry”. Skruszony apostoł powrócił do Rzymu, gdzie poniósł męczeńską śmierć, a w miejscu tego osobliwego spotkania Chrystus odcisnął swe stopy w kamieniu, który można podziwiać we wspomnianym kościele. Dziś na widok publiczny wystawiona jest oczywiście kopia, oryginalny kamień znajduje się w pobliskiej Bazylice św. Sebastiana. Po lewej stronie od wejścia znajdziecie też popiersie Henryka Sienkiewicza, który opisał to wydarzenie w zakończeniu swojej powieści „Quo vadis”. Warto tutaj zawitać choćby na chwilę. Kościół jest naprawdę maleńki i zajrzenie w każdy jego zakątek nie zajmuje dużo czasu, ale z przyjemnością zostałam tam dłużej niż to konieczne, zwłaszcza że oprócz mnie nie było tam nikogo.

Kościół Domine Quo Vadis
Popiersie Henryka Sienkiewicza
Ślad stóp Jezusa
Wnętrze kościoła

Być może brak turystów wynikał z tego, że akurat tego dnia były zamknięte Katakumby św. Sebastiana, które zazwyczaj przyciągają rzesze zwiedzających. Niestety w związku z tym, nie mogłam także wejść na teren parku otaczającego katakumby i byłam zmuszona do spaceru wzdłuż ruchliwego odcinka via Appia Antica, który nie należy do najprzyjemniejszych – pędzące w obie strony samochody, a miejsce dla pieszych ograniczone grubą linią, czasami bardzo wąskie (w zasadzie szerokości namalowanej na drodze linii 😉). Jak najszybciej przemknęłam przez ten fragment drogi i po kilku minutach mogłam cieszyć się spokojem i względną ciszą. Żadna z atrakcji mieszczących się w pobliżu nie był akurat dostępny dla zwiedzających, więc spotkałam tylko okolicznych mieszkańców, którzy wyszli na spacer ze swoimi pupilami, rowerzystów, biegaczy, jaszczurki i wygrzewające się w słońcu koty. Z niektórymi nawet ucięłam sobie pogawędkę (ludźmi, nie kotami 😉). Via Appia fascynowała mnie zawsze, podobnie jak wszystko, co zachowało się do dziś po starożytnych. Jej głównym zadaniem było połączenie Rzymu z Kampanią, co miało umożliwić zaopatrzenie miasta w pochodzące stamtąd produkty rolne. Tak jak wspomniałam wcześniej, najstarsza rzymska droga prowadziła przez Kapuę aż do Brindisi leżącego nad Adriatykiem i miała ogromne znaczenie strategiczne – w końcu łączyła stolicę imperium z jego najważniejszym portem. Nie bez powodu była nazywana przez Rzymian królową dróg (regina viarum) – tędy wyruszały i powracały legiony rzymskie walczące na chwałę imperium, przemierzali ją kupcy i posłańcy. To właśnie tutaj, na odcinku od Kapui do Rzymu zostali ukrzyżowani niewolnicy walczący w oddziałach Spartakusa, pokonanych przez Marka Licyniusza Krassusa. Droga Appijska byłą też swego rodzaju aleją cmentarną – wznoszono tu rodzinne grobowce, powstały także podziemne katakumby, które do dziś stanowią  jedne z głównych atrakcji Wiecznego Miasta i wraz z via Appia Antica stanowią Parco Regionale dell’Appia Antica, który jest chronionym obszarem archeologicznym (więcej informacji na temat atrakcji i samego parku znajdziecie na stronie internetowej: https://www.parcoappiaantica.it/ ). Nawet dziś ma się wrażenie, że czas tutaj jakby stanął w miejscu, choć rzymska królowa dróg straciła wiele ze swej dawnej świetności, bo spacerując spotkałam tylko okolicznych mieszkańców, którzy wyszli na spacer ze swoimi pupilami, rowerzystów, biegaczy, jaszczurki i wygrzewające się w słońcu koty. Z niektórymi nawet ucięłam sobie pogawędkę (ludźmi, nie kotami 😉). Rolę drogi łączącej Rzym z południową częścią Włoch przejęła biegnąca nieopodal via Appia Nuova, dzięki czemu tu można odetchnąć od zgiełku ruchliwego i zatłoczonego miasta. Spacer po rozgrzanym bruku, wśród cyprysów i pozostałości dawnych budowli rozbudza wyobraźnię. Cały czas zastanawiałam się, jak wyglądała ta okolica w czasach świetności, jak widzieli ją podróżujący w lektykach obywatele rzymscy czy opuszczający swoje miasto, czasem na zawsze, legioniści. Nie sposób było odsunąć od siebie wizji via Appia z ustawionymi po obu jej stronach krzyżami, a na nich umierających niewolników, którzy walczyli o swoją wolność i honor. Pewnie szłabym dalej na południe, ale w takim wyjątkowym dniu, jakim są blogourodziny, chciałam odwiedzić jeszcze jedno miejsce, moje ulubione w całym Rzymie. Kto zagląda tu regularnie, doskonale wie, że mowa o Zamku Świętego Anioła. Nie zdam Wam jednak relacji z tej wizyty teraz, bo to miejsce zasługuje na odrębny post, który na pewno za jakiś czas się tutaj pojawi.



via Appia Antica dziś
Nie daje zapomnieć o czasach swojej świetności


Podczas poprzednich wizyt w Rzymie nie miałam okazji odwiedzić dzielnicy EUR, czyli Esposizione Universale di Roma, więc teraz nadarzyła się idealna okazja. EUR powstała z myślą o Wystawie Światowej, która miała odbyć się w Rzymie w 1942 roku i miała być Trzecim Rzymem – po starożytnym i papieskim. Oczywiście ze względu na wybuch II Wojny Światowej w 1939 roku, wystawa w Wiecznym Mieście nie doszła do skutku, ale do dziś można podziwiać dzieło architektów, ukończone już po wojnie. Pracami zajmowali się najwybitniejsi włoscy architekci, a kierował nimi Marcello Piacentini, odpowiadający bezpośrednio przed Mussolinim. Dzielnica EUR miała stanowić odwołanie do klasycznych form i tradycji, które są w Italii wszechobecne, dążąc jednocześnie do nowoczesności i wybiegając w przód, co z kolei miało ukazać Włochy jako mocarstwo idące z duchem czasu. Najbardziej jaskrawy przykład takiego połączenia stanowi Palazzo della CiviltàItaliana, czyli Kwadratowe Koloseum (Colosseo Quadrato) – nie trudno dostrzec tu nawiązanie do Amfiteatru Flawiuszy, jednak jego kształt i brak ozdobników czyni z niego budowlę prawdziwie nowoczesną. Od 2015 roku mieści się tu siedziba marki Fendi. Nie wiem, czy z tego powodu, ale nie zostałam wpuszczona nie tylko do budynku, ale zatrzymano mnie gdy tylko przekroczyłam bramę wejściową. Na szczęście sympatyczny pan z ochrony pozwolił mi zrobić kilka szybkich zdjęć 😉.

Co do samej dzielnicy mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony nawiązanie do tradycyjnych form, do historii, od której w Rzymie nie da się uciec, z drugiej zaś kanciaste formy i wszechobecna symetria i proste formy sprawiły, że czułam się przytłoczona i nie mogłam nie zauważyć, jaki był prawdziwy cel powstania tego miejsca – propaganda. Czułam wręcz zadęcie i chęć demonstracji wielkości władzy. Powiem szczerze, że EUR bardzo szybko mnie zmęczyła i nie zabawiłam tam długo, wręcz z przyjemnością wsiadłam w metro i wróciłam oglądać Koloseum – to klasyczne, które stoi tam od prawie 2000 lat. Ono bardziej trafia w mój gust 😉. Nie myślcie jednak, że nie dałam szansy samej EUR. Pospacerowałam trochę jej ulicami, zaczęłam od Parco Centrale del Lago ze sztucznym jeziorem, obok urokliwy Giardino delle Cascate, nad którym góruje Palazzo dello Sport (znany bardziej jako PalaLottomatica), inaugurowany w 1960 roku z okazji letnich Igrzysk Olimpijskich odbywających się w Rzymie. Niestety nie było mi dane ochłodzić się i posłuchać szumu wody spadającej z góry kaskadami, bo akurat panowie oczyszczali ten betonowy wodospad. Obiekt sportowy też pozostawał zamknięty, więc nie pozostało mi nic innego jak podążyć w kierunku położonej na wzgórzu Bazyliki świętych Piotra i Pawła. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że stanowi ona skromniejszą wersję Bazyliki św. Piotra w Watykanie. Przed świątynią stoją olbrzymich rozmiarów posągi przedstawiające świętych patronów. Wnętrze bazyliki przypomina bardzo współczesne kościoły, jakie buduje się w większości miast, w nowopowstałych dzielnicach. Kolejnym punktem było wspomniane wcześniej Colosseo Quadrato, a stamtąd trafiłam prosto do serca dzielnicy – na Piazza Guglielmo Marconi, gdzie stoi marmurowy obelisk ustawiony tam właśnie na cześć Marconiego. Na placu znajdują się też muzea mieszczące się w symetrycznie ustawionych, po obu jego stronach budynkach. I właśnie w tym momencie zaczęłam mieć dość. Nie myślałam nawet o zapoznawaniu się z zasobami muzeów, może następnym razem. Obiecuję wtedy podzielić się swoimi wrażeniami 😊. Przytłoczona i zmęczona marzyłam, żeby wrócić do mojego ulubionego Rzymu – tego starożytnego. Nie chcę zniechęcać Was do wybrania się w tę część Wiecznego Miasta. Wiem, że dzielnica EUR ma wielu zwolenników, po prostu nie trafiła w mój gust, ale nie żałuję, że wybrałam się wreszcie ją zobaczyć. Trzeci Rzym niewątpliwie zasługuje na to, żeby go poznać, i spędzić tu choćby krótką chwilę. W końcu to Rzym i powiedziałabym, że istnieje nie po Rzymie starożytnym i papieskim, ale obok nich i wszystkie trzy doskonale się uzupełniają i pokazują mieszkańcom i turystom wszystkie karty historii miasta.

Obiekt sportowy, sztuczne jezioro i nieczynne kaskady w EUR
Bazylika świętych Piotra i Pawła
Colosseo Quadrato
Nieco przytłaczająca, choć dobrze przemyślana architektura dzielnicy EUR


Jeden dzień pobytu w Rzymie poświęciłam na zwiedzanie kościołów – tak bywa, kiedy weźmie się na wyjazd tylko jedną sukienkę zakrywającą ramiona i nic czego można by użyć w upale jako narzutki. I tak cały piątek spędziłam na zwiedzaniu Bazylik Papieskich w Wiecznym Mieście, ale te opiszę w osobnym poście, bo zasługują na to, żeby poświęcić im kilka słów. Oprócz nich odwiedziłam też Bazylikę św. Piotra w Okowach (San Pietro in Vincoli), której nazwa pochodzi od przechowywanych w relikwiarzu pod ołtarzem głównym łańcuchów, które krępowały św. Piotra kiedy przebywał w Więzieniu Mamertyńskim. Po wejściu do kościoła nie sposób przeoczyć pięknych kolumn wykonanych w porządku doryckim, rozdzielających nawę główną od bocznych. Pod świątynią znajdują się pozostałości zabudowy starożytnej odkryte podczas prac archeologicznych prowadzonych tu w latach pięćdziesiątych, ale ta część bazyliki nie jest dostępna dla zwiedzających. Jednak tym, co przede wszystkim przyciąga tutaj rzesze turystów, jest niewątpliwie mauzoleum papieża Juliusza II, autorstwa Michała Anioła ze słynnym posągiem Mojżesza z… rogami. Ponoć rogi są wynikiem błędnego tłumaczenia biblii przez św. Hieronima ze Strydonu, zgodnie którym „Mojżesz miał głowę rogatą” (w oryginale głowa Mojżesza miała być promieniście jaśniejąca, ale podobieństwo tych hebrajskich słów zaowocowało dość zabawną pomyłką). Michał Anioł tworząc mauzoleum, inspirował się właśnie biblijnym opisem, stąd na głowie Mojżesza znajdują się dwa, niemożliwe do przeoczenia rogi. Pierwotny projekt zakładał dzieło większych rozmiarów, ale Buonarotti został oddelegowany do pracy przy kaplicy Sykstyńskiej i papieski grobowiec ukończony został przez jego uczniów. Ponadto część postaci, które miały znaleźć się na papieskim mauzoleum dziś należy do zbiorów paryskiego Luwru, „Geniusz Wiktorii” zaś mogą podziwiać zwiedzający Palazzo Vecchio we Florencji. Mogę tylko wyobrażać sobie jakie rozmiary osiągnąłby grobowiec, gdyby został zrealizowany zgodnie z zamysłem, skoro w obecnej postaci wywarł na mnie olbrzymie wrażenie.

 

Doryckie kolumny rozdzielające nawy bazyliki
Rogaty Mojżesz na papieskim grobowcu
Relikwiarz z łańcuchami krępującymi św. Piotra
boczne nawy bazyliki

Udało mi się też wybrać na cmentarz niekatolicki (Cimitero Accatolico) nieopodal Piramidy Cestiusza i Monte Testaccio. Rzadko zaglądam na cmentarze, będąc we Włoszech, ale ten był na mojej liście miejsc do odwiedzenia już od jakiegoś czasu. Powstał w wyniku surowych norm kościelnych, zgodnie z którymi zabraniano pochówku w poświęconej ziemi wyznawcom innych religii czy samobójcom. Cimitero Accatolico bywa zwany cmentarzem artystów i poetów. Nic dziwnego, tutaj znajdziecie groby m.in. angielskich poetów: Johna Keatsa i Percy’ego Bysshe Shelley’a, syna Johanna Wolfganga Goethego, czy zmarłego niedawno Andrei Camillerego. Cimitero Accatolico to miejsce bardzo spokojne, choć położone w dość ruchliwej i głośnej części Rzymu. Wzrok spacerujących przyciągają piękne pomniki pochowanych tutaj osób. Zastanawiałam się, czy można z nich wyczytać ich historię, czy też może te niewielkie dzieła sztuki są po prostu tylko pięknymi nagrobkami. Najbardziej popularnym jest Anioł Smutku, wykonany przez rzeźbiarza Williama Wetmore’a Story, wieńczący nagrobek jego małżonki Emelin Story.


Grobowiec Keatsa i widok na Piramidę Cestiusza
Niektóre pomniki przyciagają wzrok

Anioł Smutku
Grób Mistrza kryminału z Sycylii

Mogłabym tak jeszcze długo, ale już wyszedł z tego nieco przydługi tekst, a trzeba wiedzieć kiedy skończyć, zanim zanudzi się czytelnika na śmierć 😉. Zatem na tym zakończę, ale jak zapowiedziałam, do Rzymu jeszcze Was zabiorę, bo ja nie mam go nigdy dość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *