Przygotowując się do swoich toskańskich wakacji, jakiś czas temu, szukałam miasteczka, które byłoby nie tylko piękne (takich miast we Włoszech nie brakuje), ale w którym mogłabym choć trochę odpocząć od biegających to w jedną, to w drugą stronę turystów. Po przeczytaniu pierwszych słów opisu Arezzo, mówiących o jego niezwykłej architekturze i średniowiecznej atmosferze, wiedziałam, że muszę tam pojechać. W mieście na świat przyszli poeta i pisarz Francesco Petrarca oraz malarz i architekt Giorgio Vasari. Kiedy dowiedziałam się, że Arezzo było tłem filmu pt: „Życie jest piękne, w reżyserii Roberta Benigniego, utwierdziłam się, że to dobry wybór.
|
Główny Plac w Arezzo |
Po kilku dniach spędzonych w pięknej, choć zatłoczonej Florencji, bałam się jeszcze większego zagęszczenia turystów podczas weekendu. W związku z tym do Arezzo postanowiłam uciec w niedzielę. Liczyłam się z tym, że części atrakcji nie uda mi się wtedy zobaczyć, ale po czterech dniach intensywnego zwiedzania i chodzenia po muzeach, spacer wśród średniowiecznej zabudowy i odrobina spokoju były tym, czego w tamtej chwili potrzebowałam. Pociągi relacji Florencja Santa Maria Novella – Arezzo kursują dość często, a bilet w jedną stronę (pociągi Regionale i Regionale Veloce) kosztuje 8,60 euro. W niedzielny poranek wsiadłam więc w pociąg i pomknęłam w kierunku kolejnej przygody, porzucając na jeden dzień Florencję.
Do najważniejszych atrakcji w mieście, ze stacji kolejowej można bez problemu dostać się piechotą i taki spacer nie zajmuje dużo czasu. Idąc cały czas przed siebie, dotarłam wreszcie do Katedry świętych Piotra i Donata. Do środka jednak nie wchodziłam – jak pamiętacie była to niedziela i ilość aut zaparkowanych wzdłuż ulicy podpowiedziała mi, że właśnie trwa msza. Zatrzymałam się na chwilę, żeby chociaż z zewnątrz obejrzeć katedrę, której budowa trwała kilkaset lat. Musze przyznać, że mimo z pozoru skromnej fasady i braku marmurów (do czego zdążyłam już przywyknąć, zwiedzając katedry w Pizie i Florencji), kościół stojący nieco wyżej niż ulica i prowadzące do niego schody, prezentują się naprawdę imponująco. Chwilę zastanawiałam się, czy od razu spacerować w kierunku Piazza Grande, czy może zostawić sobie tę perełkę na sam koniec i najpierw zbadać co znajdę idąc w przeciwnym kierunku. Tym sposobem, na mojej drodze stanął nagle pomnik, a na nim nie kto inny, jak sam Francesco Petrarca unoszący lewą rękę… pozbawioną dłoni. Zastanawiałam się, czy może utrącił mu ją jakiś niezadowolony uczeń, któremu nauczyciel polecił interpretować słynne „Sonety do Laury” 😉. Jeśli tak to byłam pełna zrozumienia, bo pamiętam, że w liceum też nie byłam miłośniczką twórczości tego poety.
|
Okolice katedry |
|
Katedra świętych Piotra i Donata |
|
Urodzony w Arezzo Francesco Petrarca |
Za pomnikiem ulica biegnie w dół, aż do Porta San Lorentino. W środku, w bramie można znaleźć Chimerę z Arezzo. Rzeźba jest jednym z najbardziej znanych przykładów sztuki etruskiej, przedstawia mityczną chimerę czyli ziejącego ogniem potwora, który ma ciało lwa, z którego dodatkowo wyrasta głowa kozy, a w miejscu ogona wije się wąż. Oryginał, który został znaleziony właśnie w pobliżu Porta San Lorentino, można oglądać w Narodowym Muzeum Archeologicznym we Florencji, w Arezzo zobaczycie jedynie kopię mitycznego stwora. Przeczuwając, że po drugiej stronie bramy nie znajdę raczej nic interesującego, postanowiłam zawrócić i pobłądzić trochę po uliczkach miasta, wyjątkowo pustych w to niedzielne popołudnie – nie tylko nie spotkałam tutaj turystów, ale i mieszkańców było jak na lekarstwo. Celowo zboczyłam z ulicy, którą szłam i całkiem przypadkowo trafiłam na niewielki placyk – Piazza San Domenico, ze stojącym tam skromnym kościółkiem pod wezwaniem świętego Dominika. Miałam szczęście – pomimo niedzieli w środku było pusto, ale można było zajrzeć i obejrzeć co ciekawego kryje się za drzwiami. W skromnym wnętrzu, ozdobionym starymi, niszczejącymi freskami, oprócz mnie były może trzy osoby – miła odmiana po zwiedzaniu kościołów w Pizie i Florencji.
|
Porta San Lorentino |
|
Chimera z Arezzo |
|
Kościół świętego Dominika |
Zanim udałam się na główny plac w Arezzo, odpoczęłam chwilę w położonym tuż przy katedralnej dzwonnicy, na Wzgórzu Świętego Donata parku Passeggio del Prato. Rozciaga się stąd widok na dolinę rzeki Arno. Niestety nie udało mi się sforsować usytuowanej na wzgórzu twierdzy wojskowej Medyceuszy (Fortezza Medicea), zbudowanej na życzenia Kosmy I Medyceusza, brama była zamknięta i nic nie wskazywało na to, że uda mi się wejść do środka 😉. Przyszedł wreszcie moment, w którym postanowiłam przemierzać średniowieczne uliczki, ze starą kamienną zabudową, kierując się w stronę Piazza Grande.
|
Widok na dolinę rzeki Arno |
|
Passeggio del Prato |
|
Widok na miasteczko |
Główny plac w Arezzo ma kształt trapezu, a i jego nazwa nie jest przypadkowa. Jest tak ogromny, że nie sposób zmieścić go na jednym zdjęciu. Na Piazza Grande dominują trzy obiekty: Pałac Sądu, Pałac Loggi i Pałac Braterstwa Laików. Warto zwrócić też uwagę na kamienice ozdobione herbami poszczególnych dzielnic miasta. Jeśli wybieracie się na wakacje do Toskanii w drugiej połowie czerwca lub w pierwszej połowie września) Podczas zawodów, reprezentanci dzielnic walczą o punkty w zawodach uderzając włócznią w kukłę Saracena. Turniejowi towarzyszą uliczne korowody i spektakle. Nie wiem kiedy minęło popołudnie, bo miałam wrażenie, że dopiero przyjechałam do Arezzo, a już powoli musiałam kierować się w stronę dworca kolejowego. Znalazłam jeszcze chwilkę na to, żeby szybko rzucić okiem na ruiny amfiteatru rzymskiego, a raczej to co z nich pozostało.
|
W drodze na Piazza Grande |
|
Piazza Grande |
|
Ruiny amfiteatru rzymskiego |
Spacerując ulicami Arezzo, warto mieć oczy szeroko otwarte – przy głównych atrakcjach miasta można znaleźć tablice z kadrami i cytatami z filmu „Życie jest piękne”. Ciekawa atrakcja nie tylko dla kinomaniaków. Po wizycie w tym klimatycznym toskańskim miasteczku, doskonale rozumiem dlaczego Roberto Benigni właśnie tu zdecydował się zrealizować swoje oskarowe dzieło. Film oglądałam dość dawno i do tej pory nie odważyłam się wrócić do tej smutnej, choć pięknej historii miłości ojca i syna. Może teraz zbiorę się na odwagę, zaopatrzę w spory zapas chusteczek i zorganizuję jednoosobowy seans 😉. A za jakiś czas, kto wie, może nawet zorganizuję szybki wypad do Arezzo.