Spacerem po Rzymie – cz. 2

Jak już wspominałam na samym początku mojego blogowania, swoją pierwszą przygodę z Rzymem rozpoczęłam od Trastevere. Jest to bez wątpienia miejsce wyjątkowe, klimatyczne i pełne kontrastów. Z jednej strony piękna roślinność zwieszająca się z murów i budynków i street art przykuwający wzrok niemal na każdym kroku, z drugiej – napisy na murach, które ze sztuką nie mają nic wspólnego, a są po prostu zwykłymi aktami wandalizmu. To tutaj można na własne oczy zobaczyć obrazki, które kojarzą nam się z Włochami – pranie wiszące między budynkami lub przy ścianach, wąskie brukowane ulice i… prawdziwe perełki motoryzacji: Vespy, Ape i wiele innych oryginalnych pojazdów.

Perełki motoryzacji…

…wiszące pranie…

… i rośliny zwisające z  „pomazanych” murów- oto Trastevere.
Podobnie jak za pierwszym razem i teraz miałam towarzystwo przy eksplorowaniu tej części miasta. Media społecznościowe są bardzo skutecznym narzędziem, pozwalającym poznać nowych ludzi o podobnych zainteresowaniach. Na jednej z Facebook’owych grup, zrzeszającej miłośników Italii poznałam Małgosię – dziewczynę, z którą miałyśmy wiele wspólnych tematów i podobne poglądy na wiele spraw. Dodatkowo tak szczęśliwie się złożyło, że w tym samym czasie byłyśmy w Rzymie, co postanowiłyśmy wykorzystać.
Pierwszy raz umówiłyśmy się pewnego popołudnia pod Zamkiem Świętego Anioła, poszłyśmy na najlepszą pizzę w całym Rzymie i razem wróciłyśmy do hostelu, bo kolejne zrządzenie losu sprawiło, że nocowałyśmy w tym samym miejscu, przez jedną noc 😉. Następnego dnia postanowiłyśmy spotkać się na Isola Tiberina – tym razem zamierzałam przespacerować się po Trastevere w odwrotną stronę. Szybka kawa wypita przy barze (akurat wtedy był Międzynarodowy Dzień Kawy) i można było ruszać w labirynt ulic. Dałyśmy się jeszcze skusić temu, co oferowała mijana lodziarnia – nie jadłam lepszych lodów bazyliowo-cytrynowych. Bardzo lubię smak świeżej bazylii i lody cytrynowe, więc było to idealne połączenie. Po takim uzupełnieniu kalorii (te na urlopie się nie liczą – sprawdzona informacja 😉), opuściłyśmy tę piękną wysepkę na Tybrze i udałyśmy się na eksplorowanie dzielnicy położonej po drugiej stronie rzeki. Uliczkami Zatybrza nie da się przebiec, czy chociażby szybko przejść, nawet jeśli zmierzamy w konkretnym, wyznaczonym kierunku. Tutaj wszystko odwraca uwagę i uniemożliwia dojście do celu, a największą przyjemność sprawia właśnie pokonywanie drogi, która do niego prowadzi. I tak co chwila zatrzymywałyśmy się, żeby podziwiać kapliczki na budynkach: jedne widoczne z daleka, inne dość dobrze ukryte przed ciekawskimi oczami przechodniów, za zwieszonymi z góry bluszczami. Tym sposobem z pozoru zwykły spacer przerodził się w pełną odkryć wędrówkę. Nawet napisy na murach, czy malowidła na ścianach powodują, że nie można przejść obok nich obojętnie. Tym sposobem, z wieloma przystankami dotarłyśmy wreszcie na Piazza di Santa Maria in Trastevere. Tym razem znalazłam się tam, wchodząc z zupełnie innej strony niż ostatnio. Co więcej, nie doszłyśmy tam jedną z głównych ulic, ale ciekawe co znajdziemy w tajemniczym zaułku, po prostu weszłyśmy do niego i nagle znalazłyśmy się po drugiej stronie. Niczym Alicja, która odkryła Krainę Czarów 😉. Przy pierwszej wizycie w Rzymie nie udało mi się zwiedzić kościoła Santa Maria in Trastevere – niedziela nie jest dobrym dniem na podążanie szlakiem rzymskich kościołów, gdyż większości z nich nie wolno zwiedzać podczas nabożeństw. Teraz wreszcie mogłam nadrobić to straszne zaniedbanie. Z zewnątrz świątynia  wydaje się dość niepozorna i skromna, choć niewątpliwie piękna. Za to jej wnętrze… cudownie zdobione sklepienie, mozaika w części ołtarzowej. Wszystko idealnie ze sobą współgra, ale nie będę tutaj opisywać detali – jeśli będziecie kiedyś w Rzymie i odwiedzicie tę część miasta, koniecznie zajrzyjcie do tego wyjątkowego kościoła. Ciekawa jestem waszych wrażeń.

Isola Tiberina
Piazza  di Santa Maria in Trastevere
Wnętrze kościoła Santa Maria in Trastevere
I takie cuda  🙂
Zaczęłyśmy dalej błądzić uliczkami, bez określonego celu. Szybko okazało się, że jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak wszystkie ulice na Zatybrzu prędzej, czy później zawiodą nas na jego główny plac 😉. Piazza di Santa Maria in Trastevere przecięłyśmy jeszcze kilka razy, za każdym razem wchodząc z innej strony i podążając dalej w innym kierunku.  Na naszej drodze stanął także kościół San Francesco a Ripa – skromny jak święty, który jest jego patronem. Bardzo podoba mi się to, że przy każdej kolejnej wizycie w tym cudownym mieście, ciągle mogę znaleźć coś, co mnie zaskoczy i zachwyci. Szczerze polecam każdemu z Was – jeśli kiedyś wybierzecie się do Rzymu, koniecznie zajrzyjcie koniecznie na drugą stronę Tybru. Moim zdaniem, oprócz miejsc, o których piszą wszystkie przewodniki, to Trastevere jest punktem obowiązkowym wizyty w Wiecznym Mieście. Załuję, że tym razem nie  udało mi się wspiąć na Gianicolo, ale na pewno jeszcze nie raz  tu wrócę i jeszcze zobaczę tę panoramę, którą ujrzałam, będąc tu po raz pierwszy.

kościół San Francesco a Ripa – skromny jak sam Św.  Franciszek
Rzeźba bł. Ludwiki Albertoni, dłuta Berniniego
    Lepszego zdjęcia zrobić się nie dało 😉
Podczas  ostatniej wizyty udało mi się także odtworzyć swój pierwszy spacer po Rzymie i odwiedzić miejsca  zupełnie mi nieznane. Po jednym z wypadów poza miasto udałam się prosto do Giardino degli Aranci, położonego na wzgórzu, z  którego rozciąga się piękny widok na Rzym, a na samym środku alejki, pomiędzy drzewami widać w całej okazałości kopułę Bazyliki Świętego Piotra. Po raz kolejny nie udało mi się spojrzeć przez słynną dziurkę od klucza w bramie prowadzącej do ogrodów Zakonu Maltańskiego, bo jak zwykle stała tam długa kolejka oczekujących. Jeszcze kiedyś uda mi się tam zajrzeć. Powoli zeszłam ze wzgórza, w końcu nigdzie mi się nie spieszyło. Minęłam kolejny zawijający ogon turystów, tym razem chętnych do włożenia dłoni w Usta Prawdy w przedsionku Bazyliki Santa Maria in Cosmedin i uwiecznienia tej chwili na pamiątkowej fotografii. Dalej znacie już tę trasę: Teatro di Marcello, Campidoglio, wizyta u Wilczycy Kapitolińskiej i Piazza Venezia. Za pierwszym razem nie udało mi się zobaczyć Fontanny di Trevi i Schodów Hiszpańskich, więc teraz postanowiłam udać się w tamtą stronę. Oczywiście przy kolejnych wizytach widziałam te sztandarowe i popularne  wśród odwiedzających punkty na mapie Rzymu. Oczywiście fontanna znów była sucha – po raz kolejny miałam szczęście trafić na jakieś prace konserwacyjne 😉, a słynne schody były niemal niewidoczne przez tłumy turystów, chcących poczuć się niczym grana przez Audrey Hepburn w „Rzymskich Wakacjach” księżniczka Anna. Nie przepadam za tą częścią miasta. Zawsze uda mi się skręcić nie w tę uliczkę co trzeba i zgubić się, ale nie w taki sposób jak lubię. Zazwyczaj wychodzę nagle na jakiejś ruchliwej i głośnej ulicy. Jedyne miejsce w tej okolicy, do którego chętnie wracam to Piazza del Popolo. Nie wiem, co takiego jest w tym miejscu, ale bardzo lubię stać na środku placu lub wspiąć się na Terrazza del Pincio – podobno z tego miejsca  widać najważniejsze zabytki Rzymu. Dodatkowym plusem Piazza del Popolo jest to, że można do niego dojść wzdłuż Via Margutta – ulicy artystów (to tutaj mieszkał m.in. Caravaggio podczas swojego pobytu w Rzymie), rozsławionej przez wspomniany przeze mnie film „Rzymskie Wakacje”. Nie wiem jakim cudem udało mi się do tej pory nie odnaleźć tego miejsca. Podobnie jak nie mam pojęcia, jak mogłam nie wspiąć się po schodach na olbrzymi plac przy Pałacu na Kwirynale. To tutaj urzęduje Prezydent Włoch, a ja zazdroszczę mu widoków z okna w pracy 😉. Zmierzając już  w „moją” część Rzymu trafiłam do kościoła świętego Ignacego Loyoli – to ten z fałszywą kopułą i freskiem, przedstawiającym otwierające się niebo. Podziwiam kunszt autora – złudzenie jest niesamowite.

Giardino degli Aranci
Plac przy kościele Santa Maria in Cosmedin
Teatro di Marcello
Bohaterowie mitologiczni i historyczni na  Campidoglio
Urzędnikom miejskim i pani burmistrz też zazdroszczę widoków w pracy 😉
Plac przed Pałacem na Kwirynale
Sucha fontanna…
… i stare zdjęcie – wszystko na swoim miejscu 😉
Tutaj turystów nigdy nie ubywa 😉
Via Margutta
Piazza del Popolo
Otwierające się niebo
To jest tu ta kopuła czy jej nie ma?
Teraz już chyba poznaliście wszystkie moje spacerowe trasy w Wiecznym Mieście. Jak widzicie, każdą z nich, nawet taką, którą znamy jak własną kieszeń, zawsze można zmodyfikować tak, że znajdziemy na niej coś nowego i ekscytującego. I to jest właśnie najpiękniejsze w Rzymie. Chyba właśnie za to tak bardzo kocham to miasto – chociaż odwiedziłam je już  kilka razy, zawsze potrafi mnie czymś zaskoczyć i pokazać mi jakiś nieznany zakątek. I właśnie dlatego mi się nie nudzi. Niebawem znów wybieram się z wizytą do Wiecznego Miasta. Zastanawiam się co nowego uda mi się odkryć tym razem. Może jakaś nowa knajpka? A może coś, co polecają wszystkie przewodniki, a ja jeszcze tego nie widziałam. Lub przeciwnie – perłę, o której nigdzie nie piszą, a jest niewątpliwie warta uwagi? Cokolwiek to będzie, na pewno podzielę się tym z Wami po powrocie.

Jeszcze raz Teatro di Marcello
Lungotevere
I jeszcze perełki Zatybrza
              

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *